Następny
dzień.
Trzynasta pięćdziesiąt pięć, a my
staliśmy w holu komisariatu. Denerwowałam się strasznie. Nie chciałam go
widzieć. Nie chciałam z nim rozmawiać... Chyba jeszcze nie byłam w stanie po tym, co się stało. Nie łatwo przychodzi człowiekowi wybaczać. Nie miałam nawet czasu poukładać wszystkiego w myślach.
Weszliśmy do jednego z pokoi, gdzie
siedział Harry z policjantem. Amanda była jako przedstawiciel Harry’ego.
Usiadłyśmy na przeciwko niego. Cały czas bawiłam się swoim palcami. Czułam zdenerwowanie. Żołądek ściskał się i kurczył z nerwów.
– Co Annabel tu robi? – zapytał, kierując wzrok na Amandę.
– Przyszłam coś wyjaśnić. – nie spojrzałam na niego. – To nie ja. Nic, nikomu nie
powiedziałam.
– Wiem.– westchnął.
– Chciałam, żeby to było jasne. Żebyś nie myślał, że się mszczę.
– Boże, jak mogłaś pomyśleć, że ja tak myślę? Wiem, że to nie ty. Co nie zmienia
faktu, że tu zostanę na dość długo.
– Mówiłam ci że tak nie można, nie dość że nie byłeś ze mną na prawdę, to teraz
masz przez to kłopoty.
– Jakie nie naprawdę? – spojrzał na mnie jak na idiotkę. – Wiem, zraniłem cię.
Żałuję przysięgam, że żałuję ale kocham cię. To nigdy nie było nie prawdą.
– Jest coś jeszcze...ja...– nie mogłam tego z siebie wydusić. – Nie ważne.
–Wiem, to też wiem – powiedział ze łzami w oczach.– Proszę, Ana, idź już. Nie
wytrzymam tego.
– Tak, ja już pójdę. – ledwo powstrzymywałam płacz.
– Kocham cię, Ana.
– Do widzenia, Harry.
Nie spodziewałam się, że to zrobi. On wstał, przyciągnął mnie i czułe pocałował.
Czułam rozpacz i miłość. Potem odsunął się i wyszedł do celi. Amanda patrzyła
na mnie lekko się uśmiechając. Razem wyszłyśmy z pomieszczenia.
– Nie jest tak źle, ale to że byłaś w ciąży wszystko pogarsza.
– Dlaczego?
– No, bo on jako nauczyciel zrobił ci dziecko.
– Mogę powiedzieć, że to nie jego. – dodałam szybko.
– On tego nie potwierdzi.
– Chyba lepiej wiem. Powiem... że go zdradziłam.
– Nie można kłamać. Nie. Poradzę sobie. Wybronię go. – powiedziała parkując przed
moim domem
– Uda ci się? – już w nic nie wierzyłam.
– Musi.
– Wchodzisz?
– Nie. – uśmiechnęła się. pożegnaliśmy się i weszłam do środka. Weszłam do kuchni wzięłam
jabłko. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Miałam natłok myśli. Byłam
rozdarta. Zdecydowanie chciałam żeby wyszedł z więzienia, chociaż wiem że nie
będziemy już razem. Zastanawiałam się czemu to wszystko tak trudne i
skomplikowane. Nie dostałam odpowiedzi.
Miesiąc
później.
Dziś była moja matura. W końcu nadszedł kwiecień. Ten okres był zdecydowanie
najgorszy i najtrudniejszy w całym moim życiu. Gdy się uczyłam nie mogłam się
na tym skupić. Ciągle byłam rozkojarzona, a Harry nadal był w więzieniu. Amanda
mówiła że wszystko to kwestia czasu. Że się uda. Weszłam do budynku szkoły,
gdzie czekały mnie godziny matury. Miałam nadzieję że mi się uda. Po
zdecydowanie za krótkim czasie wyszłam przed budynek. Miałam to z głowy,
przynajmniej to. Nie wierzyłam... To auto... To auto stało na parkingu. Moje
serce zaczęło bić sto razy szybciej. Sama nie wiem czy ze strachu, czy ze
szczęścia. Mężczyzna oparty o maskę samochodu, powoli zaczął zmierzać w moim
kierunku. Zaczęłam się wiercić w miejscu. Cały czas mój wzrok podążał za nim,
kiedy on stał już przede mną.
– Witaj, Ana.
– Hej. – podniosłam na niego wzrok.
– Jak się czujesz?
– Bywało lepie,j jeśli mam być szczera. Wypuścili cię.
– Dzięki tobie. Dziękuję. Zdałaś?
– Tak, nie wiem jak mi się udało ale tak. To Amandzie powinieneś dziękować, nie
mi.
– Gratuluję. – lekko się uśmiechnął. – Dziękowałem jej już. W sobotę mają ślub.
– Tak wiem. Wybierasz się?
– Tak. Jestem jego drużbą raczej wypadałoby.
– No raczej tak. – lekko się uśmiechnęłam.
– Więc wyboru nie mam. Odwieźć cię?
– Nie trzeba, poradzę sobie. – w tej chwili przypomniałam sobie taką sytuację z
początku naszej znajomości.
– Wiesz przecież, że mam po drodze.
– Pamiętam. W takim razie będę wdzięczna. – poszliśmy do jego auta i
pojechaliśmy. Odwiózł mnie do domu i wyglądał jakby coś chciał powiedzieć.
– Przepraszam, że przeze mnie straciłaś nasze dziecko. - wydusił.
– To nie twoja wina.
– Jak to nie moja? To przeze mnie się zdenerwowałaś, w ogóle nie byłoby tej
całej chorej sytuacji.
– Gdyby nie ty pewnie w ogóle bym w niej nie była. Tak, czy tak to nie twoja
wina.
Zacisnął dłonie na kierownicy.
– Posłuchaj. Możesz mi nie wybaczyć.
Możesz być wściekła i nie wiem co jeszcze. Ale uwierz. Kocham cię.
- Harry, proszę... - wzięłam głęboki oddech, bo czułam że emocje biorą nade mną
górę.
- O co? Chcę tylko, żebyś mi uwierzyła. Że to.- wskazał na serce.- Jest nadal
twoje.
- Znowu to robisz. Dajesz nadzieję. To boli, zrozum!
- Ale ty zrozum, że nie kłamie. Zrozum że kocham ciebie i tylko ciebie. Nie było
osoby na której tak mi zależało która tak rozpaliła moje serce. Przepraszam za
wszystko to co cię zraniło. Wybacz.
- Nie wiem do kogo mam większy żal. Do ciebie czy do siebie.
- Nic nie rozumiesz. Nadal nic. Dobrze idź. Możesz mi nie wierzyć dalej.
- Harry...cieszę si,ę że Amandzie się udało. Do zobaczenia na ślubie.
Nic nie
odpowiedział. Spojrzał na mnie smutno a ja wyszłam Weszłam do domu i
usłyszałam że odjeżdża. Nie miałam humoru na jakiekolwiek rozmowy. Tym bardziej
z nim. Musiałam przygotować sir do ślubu przyjaciółki. Cieszyłam się jej
szczęściem. Wyjdzie za chłopaka którego kocha i który kocha ją. Będą mieli
dziecko. Wszystko co ja straciłam. Zazdrościłam jej. Miała szczęście.
Sobota
Była 11, a ja stałam z Carrie w sypialni Mandy. Była już gotowa i piękna. Za
godzinę miała stanąć przed ołtarzem .
- Jesteś śliczna, dziewczyno.
Pojechałyśmy do kościoła. Amanda szła pierwsza,
a my za nią. Przy ołtarzu stał Louis a krok za nim Harry a jeszcze za nim
Niall. Louis uśmiechnął się i już po chwili trzymał za rękę swoją przyszłą żonę.
W pięknym nastroju złożyli sobie przysięgę oraz wymienili się obrączkami. To
było takie romantyczne . Potem wszyscy udaliśmy się do wynajętej sali gdzie
rozpoczęło się wesele. Po tańcu pary młodej musiałam zatańczyć ze świadkiem bo
sama byłam świadkową. Harry podał mi rękę . Wstałam i zaczęliśmy tańczyć. To
było przyjemne czuć jego bliskość. Położył dłoń na moich plecach i prowadził .
- Pięknie
wyglądasz Bells .
- Dzięki.
- Nie ma za co.- uśmiechnął się obracając mnie. Na jednej piosence się nie
skończyło. Później tańczyłam z nim nawet twista. Muszę przyznać że bawiłam się
na prawdę dobrze. Udało nie choć na chwilę oderwać od tego wszystkiego. Późno w
nocy Harry wziął mnie do swojego auta już trochę pijana. On nie pił więc wsiadł za kierownicę .
- Co teraz będziesz robił? - spytałam bawiąc się swoimi włosami. - Wyrzucili
cię ze szkoły, za co przepraszam.
- Za podrywanie atrakcyjnej uczennicy. - uściślił – Nie przepraszaj. Nadal będę
piosenkarzem .
- Cieszę się. To twój świat. Podobało ci się wesele?
- Bardzo. - odparł.- Nie doszło by do niego gdybym nie zaciągnął tego idioty do
jubilera.
- Lepiej nie mów o tym Amandzie. - zaśmiałam się. - Dobrze zrobiłeś. Oni
powinni być razem.
-Tak.- powiedział cicho i przyspieszył . Przymknęłam oczy i po chwili poczułam
że auto się zatrzymało. Pora wracać do okropnej rzeczywistości. Styles wziął
mnie na ręce i zaniósł do domu. Położył na łóżku zdjął szpilki i przykrył
kołdrą .
- Dzięki. - kiedy zobaczyłam jak na mnie patrzy usiadłam, nie wytrzymałam i
zaczęłam płakać.
- Ana skarbie.- usłyszałam że jest zaniepokojony.- Co ja znowu zrobiłem?- spytał
sam siebie i wziął mnie na kolana głaszcząc po włosach.
- Ja nie daje rady. - mówiłam w jego ramię.
-Z czym?- tulił mnie do siebie próbując uspokoić .
- Z-ze wszystkim. Nie ma ciebie, dziecka, straciłam wszystko. Czuje się jak
dziecko, które chce do mamy, która wszystko naprawi.
- Ale ja jestem. Jestem tylko to ja straciłem. Wszystko zniszczyłem.
- Po cholerę pozwalałam ci się podwozić, zgadzałam się na kolację. Po cholerę
przyszłam do ciebie wtedy cała mokra...- ciągle czułam nowe łzy. Ocierał je non
stop.
- Nadal mnie kochasz? Nadal kochasz tego kretyna który stracił wszystko co
miał ?
- idź już. - usiadłam prosto.
- Pójdę jeśli odpowiesz.
- Ja nie dałam ci powodów do zwątpienia. - powiedziałam cicho.
- Przepraszam.- pocałował mnie i położył. Potem wyszedł. Nie chciałam go
stracić. Nie miałam jednak pewności że mnie kocha, słowa to tylko słowa.
Chciałabym móc mu zaufać. Po chwili zasnęłam. Pod koniec kwietnia mieliśmy
zakończenie roku. Szlam właśnie do sali wygłosić przemówienie. Potem było
rozdanie dyplomów. To koniec. Szkoła się skończyła. Co dalej? Nie będę o tym na
razie myśleć. Wyszłam trochę w lepszym humorze ale tego to ja się naprawdę nie spodziewałam.
W moim kierunku szedł Harry w garniturze, a w ręce trzymał bukiet czerwonych
róż. Patrzyłam na niego kompletnie nie wiedząc co się dzieje. Może on po prostu
przyszedł do nauczycielek, nie wiem. Czułam się jak...jakby serce miało mi
zaraz z piersi wyskoczyć. Ale on zatrzymał się przede mną. Nim się
zorientowałam klęczał na prawym kolanie trzymając kwiaty i pudełeczko z
pierścionkiem. Zielone oczy spojrzały w moje.
- Annabel, chciałem zrobić to już
dawno. Wtedy.- szepnął cicho i zaczął głośniej.-Ale mi się nie udało.
Spieprzyłem dużo i więcej nie zamierzam. Kocham cię wiesz to, czujesz...Jesteś
jak powietrze. Bez niego nie da się żyć. Gdy mówiłem, że wiąże z tobą
przyszłość nie kłamałem. Marzyłem o tym abyś została moją żoną...Byś była moja.
Teraz też o tym marze. Ana - wziął oddech.-Ana kochanie zgodzisz się zostać
moją narzeczoną ?
- To takie cudowne... Tak strasznie chciałbym móc się teraz na ciebie rzucić i
krzyknąć tak. - mówiłam przez łzy.
- To tak zrób. Proszę .
- Ale jak znikniesz? Jak to wszystko okaże się kłamstwem, złudzeniem. Nie
przeżyje tego.
- Nic nie jest kłamstwem.- wziął mnie za rękę.- Od teraz jest sama prawda oraz ja
i ty.
Klękłam koło niego tak że nasze twarze były prawie na tym samym poziomie.
Popatrzyłam mu w oczy których tak mi brakowało i pocałowałam go. Czułam jak
oddycha z ulgą. Wyrównał przyspieszony oddech oddając pocałunek. Nasunął
pierścionek na moją dłoń. Podniósł się unosząc mnie i kręcąc dookoła. Nie
obchodziło nas że cała szkoła patrzy na nas stojąc wokół. Nie. Tylko my.
- Kocham cię. - wyszeptałam w jego usta.
- Kocham cię.- powtórzył. Wróciliśmy do domu. Oczywiście do jego domu, ale tym
razem w ogóle mi to nie przeszkadzało. Cały czas mnie obejmował tulił, całował.
Usiedliśmy na tarasie. Wziął mnie na kolana i objął mocno .
- Tęskniłam...
- Nie wiesz jak ja tęskniłem.-wtulił twarz w moje włosy.- Nie zranię cię już
nigdy.
- Wierzę ci. - powiedziałam cicho. Pocałował mnie delikatnie w skroń.
- Musiałeś przychodzić pod szkole? - spytałam po chwili ciszy.
- Tak. Dlaczego nie? Wreszcie się dowiedzieli kim dla mnie jesteś.
- Nie uczennicą?
- Nie. - uśmiechnął się.- Najdroższą osobą w moim życiu .
Pocałowałam go. Teraz
znowu zaczynałam odzyskiwać nadzieję, chociaż ból po stracie dziecka był
ogromny.
- Skarbie, teraz porozmawiajmy. Wprowadzisz się do mnie?
- Mieszkań dwa domy dalej i poza tym i tak cały czas przesiaduje tutaj.
- Chciałbym, abyś mieszkała tu.
- Chyba najpierw powinnam powiedzieć rodzicom. W końcu mogą przyjechać i co?
Oni lubią mi robić niespodziewane wizyty. Mówiłam ci.
-Wtedy ja im powiem.- odpowiedział -Gdzie zamierzasz iść na studia?
- Ostatnio nie bardzo miałam głowę żeby o tym myśleć. - Pocałował mnie w czoło
i wniósł do domu.
-Będziemy
mieć kiedyś maluszka?
- Nie teraz...ja się boję.
-Nie ma mowy o czasie teraźniejszym, kiedyś.- posadził mnie na blacie w kuchni
i zaczął robić obiad.
- Kiedyś - powtórzyłam po nim. Zjedliśmy obiad, poszliśmy na długim spacer a
wieczorem zaczęło padać. Harry posadził mnie przed kominkiem otulił kocem i
podał wino.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niego. Musnął tylko mój policzek i sam usiadł obok.
- Co teraz będzie?
-A co ma być ?- położył głowę na moich kolanach.
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami.
-Ty ja i daleka przyszłość. Może być?- uśmiechnął się zamykając oczy.
- Mi pasuje.
Zaśmiał się. Tak leżeliśmy dość długo. W ciszy. Wypiliśmy całą butelkę wina.
Potem roześmiana i przytulona do ukochanego zasnęłam. Obudziłam się wyjątkowo
wyspana. Wstałam i mocno się przeciągnęłam. Popatrzyłam na łóżko. On na prawdę
tam był, to nie sen. Wstałam i uśmiechnięta poszłam do kuchni. Krzątałam się po
pomieszczeniu robiąc śniadanie. Uchyliłam okno i włączyłam radio. Miałam bardzo
dobry humor. Zrobiłam śniadanie i kawę. Sama usiadłam do stołu i wypiłam ciecz
ze swojego kubka. Po jakiś 10 minutach do kuchni wszedł zaspany Harry. Przetarł
twarz i uśmiechnął się do mnie.
- Śniadanie.
-Widzę.- usiadł naprzeciwko mnie ziewając. Oparł głowę o rękę i wziął kubek z
kawą.
- Wszystko
ok? - spytałam poprawiając się na krześle.
-Skąd to pytanie? Jest bardzo ok.- uśmiechnął się. Uśmiechnęłam się do niego.
Wzięłam jedną kanapkę i zaczęłam jeść. Zjedliśmy śniadanie, chłopak posprzątał
i poszliśmy się ubrać. Ubrałam rurki i do tego zwykły różowy top. Brzuch
jeszcze mnie bolał, co przypominało o stracie jaka mnie dotknęła. Trudno mi
było się z tym pogodzić. W końcu to było niczemu winne maleństwo.
-Chcesz iść na spacer?- spytał mnie.
- Tak, możemy się przejść. - Zapiął koszulę, objął mnie i wyszliśmy.
Skierowaliśmy się do parku. Harry wciąż mnie trzymał jakby bał się że ucieknę.
Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Pogoda była ładna więc po drodze mijaliśmy
sporo ludzi. Po jakimś czasie usiedliśmy na fontannie. Brunet pochylił się i
delikatnie mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek lecz po chwili przypomniałam
sobie że nie jesteśmy sami przez co zaczęłam robić się czerwona.
-Ej skarbie.- uśmiechnął się głaszcząc mój policzek.
- Jak zwykle bawi cię to. - walnęłam go lekko w ramię.
-Nie, cieszy, że wciąż tak reagujesz.- wziął mnie na ręce.- Pójdziemy do Lou i
Amandy?
- Dobra.
Zobaczę jak się czuje. - Splótł nasze dłonie i ruszyliśmy do Tomlinsonów. Pod
ich domem stało auto Horanów. Czyli wszyscy na raz - pomyślałam. Weszliśmy do
środka bez pukania.
-Nie, trzeba ich jakoś inaczej pogodzić.- usłyszałam Louis.- Niall myśl. -
Byłam strasznie zdziwiona. Mówili o nas. Harry pociągnął mnie za sobą.
-Kogo chcesz godzić kochanie?- spytał Styles stając za Lou.
- Jesteście tu oboje, razem. - powiedziała Carrie.
-Jesteśmy tu oboje, razem.- powtórzył obejmując mnie.
- I ten, tak razem, razem?- spytał Lou.
-no tak razem, razem. Bardzo razem.
- Pogodzili się - Amanda odetchnęła z ulgą i oparła się o oparcie.
-Tylko teraz nasz związek ma inny układ.
- Teraz po angielsku jeśli można. - mówił Niall.
-Louis dałeś mi dobry przykład i to dzięki tobie.- zaakcentował.- wybrałem się
do jubilera i to dzięki tobie.- znów.- postanowiłem oświadczyć się Anie. -
Zaczęłam się śmiać. Wszyscy na raz wstali i zaczęli nam gratulować. Usiedliśmy
na sofie zaczynając rozmawiać. Louis pochwalił się, że będzie miał syna. Chłopcy
zaczęli mówić że będą go uczyć grać w piłkę.
-Tak ustalcie już gdzie go do kadry wyślecie no naprawdę.- powiedziała Mandy i
wzięła nas do kuchni. Mnie i Carrie.
-Pokazuj pierścionek.- poprosiły obydwie. Wyciągnęłam przed siebie dłoń i
uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy.
-Piękny.- uznały obie.
- Mi też się podoba. Dzięki.
-Dobrze, że wszystko jest dobrze
- Prawie...- miałam na myśli poronienie.
-Jeszcze będziecie mieć dziecko.- powiedziała Carrie jakby czytając w myślach.
- Nie wiem czy chce...
-Co? dlaczego? To wspaniale uczucie. Nie musicie teraz.
- Boję się. - powstrzymywałam łzy.
-Będzie dobrze.- przytuliły mnie. Przygotowałyśmy obiad i podałyśmy na stół.
Dopiero jakoś wieczorem wróciliśmy do domu.
-
Dziewczyny zachwycały się pierścionkiem. - pochwaliłam się ściągając buty.
-Ooo ..cieszę się. - pocałował mnie w skroń -Tobie się podoba?
- Bardzo, jest cudowny.
-Przygotuje ci kąpiel.- szepnął i poszedł na górę . Weszłam do kuchni i wzięłam
sobie jabłko. Usiadłam przy blacie bo zadzwoniła moja mama. Chwilę z nią
rozmawiałam ale dłużej mi nie dano . Harry całował moją szyję przez co cały
czas się śmiałam i w końcu mama się rozłączyła.
- Nie chce wiedzieć co sobie pomyślała.
-Oj tam.- wziął mnie na ręce niosąc do wielkiej łazienki .
- Tak w ogóle pasowało by im cię przedstawić.
-Ugh ... no to ich odwiedziny jutro.
- W L.A? - Tak tylko powiedziałam.
-W L.A mam apartament. Możemy jechać.
- Poważnie? Matko...
-Poważnie myszko.- pocałował mnie w czoło i zaczął rozbierać.
- Umiem się sama rozebrać - zaśmiałam się.
-Ale ja cię lubię rozbierać.- uśmiechnął się słodko i podał mi rękę żebym mogła
wejść.
- Jak dobrze... - Narzeczony usiadł na krawędzi wanny i patrzył na mnie
uśmiechając się. Złapaliśmy się za ręce. Nagle coś wpadło mi do głowy.
Uśmiechnęłam się i pociągnęłam chłopaka tak że wpadł do wody.
-Ana!- krzyknął śmiejąc się.
- Byłeś za daleko. - wyszczerzyłam się.
-Uduszę cię kiedyś.- cmoknął mnie w nosek i szeroko się uśmiechnął.
- Też cię kocham. - Wzięliśmy zabawną kąpiel i poszliśmy do sypialni.
- Hazza dasz mi jakaś swoją koszule? Nie mam tu żadnych rzeczy.
-Tak kochanie.- wstał i podał mi materiał.
- Dzięki. - wzięłam od niego ubranie.
-Lubię cię nagą ale trudno.- westchnął i położył się na łóżku .
- Trudno. - teatralnie westchnęłam.
-Kotku.- kiwnął palcem abym podeszła.
- Słucham. - podeszłam bardzo powoli.
-Kocham cię.- przyciągnął mnie namiętnie całując.
- To dobrze. - Ręce wsunął pod koszulę i dotykał mojego ciała.
- Dawno nie byłeś pod moimi ubraniami - powiedziałam mu w usta uśmiechając się.
-To moje ubranie .- zauważył rozpinając guziczki koszuli. Zaczął całować mój
dekolt i piersi.
- Dobra, to nie - odsunęłam się od niego.
-Ej, ej. Nie ma nie. Co moje to i twoje na jedni wychodzi.- uśmiechnął się i
znalazł nade mną.
- Tak mówisz?
-Tak.
- Eee... już mi się nie chce. - udało mi się obrócić pod nim na brzuch.
-Annabel wykończysz mnie kiedyś .
- Bo ty jesteś facetem, a tak szybko odpuszczasz. Mogłabym pomyśleć że cię nie pociągam.
-Nie odpuszczam a pociągasz jak cholera. Zresztą możesz sama zobaczyć efekty.
Zaczęłam się śmiać w poduszkę bo akurat tak leżałam.
-Mi tam do śmiechu nie jest.- udał obrażonego.
- Biedactwo..
-Dzięki tobie problem zniknie.
- Dobrze wiedzieć. - uśmiechnęłam się do siebie.
-Yhh dobra idę pod prysznic przecież nie będę ...tak spał.- wstał.
- Wolisz prysznic ode mnie. - zaczęłam "płakać" w poduszkę.
-Jezu zwariuje z nią. Raz tak raz tak.- jęknął.-Ciebie wole.
- Nie pokazujesz! - Usiadł na łóżku i przyciągnął mnie do siebie. Zaczął
całować moją szyję i całkowicie zdjął koszulę z moich ramion.
- Ja ci muszę mówić co masz robić? Kobiety lubią być zdobywane. - tłumaczyłam
mu jak dziecku.
-Nie denerwuj mnie.- poprosił już błagalnie i położył się nade mną zjeżdżając
ustami po moim brzuchu aż do kobiecości.
- Dobra, wybaczam. - wydyszałam.
-Dzięki skarbie.- przewrócił oczami wracając do moich ust aby zastąpić
poprzednią czynność ręką. Chłopak nie miał na sobie koszulki więc od razu
zajęłam się jego spodniami, których już po chwili na sobie nie miał.
Całowaliśmy się bardzo namiętnie tarzając w pościeli. Raz ja byłam na nim, a po
chwili już pod nim. Zdjął swoje bokserki aby połączyć nasze ciała. Wszedł we
mnie zaciskając ręce na ramie łóżka. Pocałowałam go jęcząc mu prostu w usta.
Czasem krzyknęłam jego imię. Było nam tak dobrze. Kochaliśmy się strasznie
długo. Zmęczeni i szczęśliwi zasnęliśmy razem. Następnego dnia po 11,
siedzieliśmy w samolocie do L.A. Myślałam że Harry żartuje dlatego zdziwiłam
się kiedy usłyszałam rano że kupił bilety. Pomyślałam też że zrobię rodzicom
niespodziankę . Wydawało mi się że Harry trochę się denerwował.
-Jaki jest twój tata?- wiedziałam że zapyta .
-O co konkretnie pytasz? - powstrzymałam śmiech.
-No tak ogółem. Ana to nie śmieszne .
- Przecież się nie śmieje - schowałam twarz w zagłębieniu jego obojczyka.
-No oczywiście. No to jaki jest?
- Nie gryzie.....on połyka w całości. - wybuchłam śmiechem.
-Ana.- syknął .
- No ogółem to miły jest. Uwielbia wędkować.
-Yhym.- pokiwał głową i zamknął oczy.
- Znasz się coś na wędkowaniu? - spytałam. Otworzył jedno oko.
-Tak jak na
graniu w siatkówkę.
- To powiedz że zawsze chciałeś się nauczyć.
-Dobrze.- wziął mnie za rękę .
- Tylko moja mama....może trochę za dużo pytań zadawać.
-Hę?
- Jest ciekawska.
-Aha. Rozumiem. To tak jak moja .
- Ja lubię twoją mamę.
-Jasne.
Do końca lotu mało ze sobą rozmawialiśmy. Wyszliśmy z terminala i pojechaliśmy
do apartamentu. Harry uparł się, że będziemy spać u niego bo nie chce u moich
rodziców.
-Wybacz ale się ich boję. I koniec tematu.- wsiedliśmy do taksówki jadąc do
moich rodziców.
- Nawet ich nie znasz.
- Ale teściowie to teściowie.
- Ale to brzmi... - Wziął mnie za rękę i cmoknął w usta.
- Tylko wiesz... są jeszcze nieświadomymi teściami.
- Tak wiem. A ty możesz być niedoszłą żoną jak powiem twojemu tacie.
- Hahaha... ja urodziłam się jeszcze przed ich ślubem więc musi być
wyrozumiały.
- Mam nadzieję ale skarbie jestem twoim nauczycielem. Wiesz uzna mnie jeszcze
za kogoś nie moralnego.
- Nie powiemy im tego - powiedziałam szybko.
- Jak się poznaliśmy?
- Po prostu, wprowadziłeś się obok mnie.
- Jak chcesz kłamać. - wzruszył ramionami.
- Nie chce...
- To powiemy prawdę.- dojechaliśmy pod dom i po chwili otwierali nam moi
rodzice. Weszliśmy do środka i zostaliśmy poprowadzeni do salonu.
- Tato, mamo to jest Harry. Harry to moi rodzice. - Przedstawiłam ich sobie.
Harry pocałował dłoń mojej mamy a z tatą uścisnął rękę.- Jak dobrze, że w końcu
nas odwiedziłaś.
- Tak, chciałam to zrobić wcześniej, ale egzaminy i w ogóle.
- Siadajcie. Harry... - mama zwróciła się do chłopaka.- Jesteś dużo starszy od
Annabel?
- Cztery lata proszę pani. - odpowiedział.
- To nie dużo. Czym się zajmujesz?- tym razem tata.
- Tak nie dużo, a co u was słychać? - spytałam biorąc jedno ciastko.
- Nic nowego. - westchnęła.- Długo się znacie?
- Jakieś pół roku - odpowiedział chłopak.
Na razie zakończyli przesłuchanie bo mama zaprosiła na obiad. Usiedliśmy
obok siebie. Przy stole rozmawialiśmy a narzeczony trzymał mnie za rękę. W
końcu wydusił z siebie. - Oświadczyłem się państwa córce. - Jak to usłyszałam
aż zakrztusiłam się sokiem. Popatrzyłam na rodziców. Również byli zaskoczeni. -
Po pół roku?- wykrztusił ojciec.
- Co w tym dziwnego? - odzyskałam głos - Chcemy być razem.
- To krótko jak na oświadczyny.
- Jestem pewny swojej decyzji proszę pana - był kochany.
- Harry chodź pomożesz mi w garażu.- powiedział.
- O nie... - posłałam mamie błagalne spojrzenie.
- David może le ...- tata ją uciszył i wziął chłopaka tam gdzie chciał.
- Zabije go - powiedziałam do rodzicielki. Wzięła głęboki wdech posyłając mi
współczujące spojrzenie gdy tylko słyszałam jak jakieś narzędzie uderza po
podłogę chciałam biec sprawdzić czy się nic nie stało. Otworzyłam drzwi i
zbiegłam po schodach do piwnicy przez którą weszłam do garażu. Harry podawał
tacie narzędzia i rozmawiali.
- Ja pierdole...- złapałam się za serce.
- Nie klnij.- upomniał mnie ojciec.- Wiedziałem że cię skądś znam. Jesteś
muzykiem?
- Tak - ten idiota ledwo powstrzymywał się przed śmianiem ze mnie.
- Dobra. Podaj mi klucz francuski ... A teraz będzie kazanie.- odkaszlnął.
- Tato..-
jęknęłam.
- Zamilcz..
Tę mowę przygotowałem sobie lata temu kiedy to na świat przyszła mała
Annabel...- zaczął.- Było to w szpitalu św. Patryka jeszcze w Anglii ...
- O boże...- usiadłam na betonowych schodach i schowałam twarz w dłonie.
- Była taka
mała jak ją wziąłem w ramiona. No wiesz takie 50 cm... jakoś tak. Miała takie
fajne policzki wiesz Harry jakie.
- Przestań
człowieku - wymamrotałam.
- I wtedy pomyślałem moja księżniczka.- tata opowiadał a mój kretyn opierał się
o samochód i słuchał rozbawiony. - Zostałem ojcem i miałem misję do wykonania.
Musiałem chronić córkę przed wszystkim. I do teraz to robię. Jest bardzo
wrażliwa. Jak miała 5 lat... tak dobrze pamiętam to sadziła kwiatki w ogródku.
Jak któreś zwiędło od razu płakała. Bardzo łatwo się wzruszała ... Podeszłam do
niego i zatkałam mu usta dłonią.
- Przestań. Proszę, błagam... - Przestawił mnie na bok.- Gdy zmieniałem jej po
raz pierwszy pieluchę zrozumiałem że jest bezbronna i bez nas sobie nie
poradzi. Nikt nie może jej skrzywdzić.
- Harry na pewno nie jest jego ciekaw.
- I ty nie możesz jej zranić. - kontynuował. - Musisz być przykładnym mężem i
ojcem.
- Jakim ojcem? - pewnie już byłam czerwona - Koniec rozmowy.
- Jak będzie pora to i dzieci będą. Więc teraz ty Harry musisz ją chronić.
- Taki mam zamiar proszę pana. - znalazł się. Jeszcze mu pantofle przynieś.
- Jeszcze jak powiesz że nadal jest dziewicą to mam cię za syna. - Harry twój
stołek właśnie ci ucieka - zaśmiałam się w myślach.
- Widzi pan. - objął mojego tatę ramieniem. - Bo jest taka sprawa ... - Ten na
niego popatrzył, chyba na prawdę zaciekawiony.
- Nie chcę pana zawieść ale faktycznie nie jest ...
- Nie będę tego słuchać - wyszłam stamtąd. Jeszcze pożałuje. Oni obaj normalnie
robili mi na złość. Wrócili po jakimś czasie kiedy my z mamą rozmawialiśmy.
- No patrz żyje - powiedziała.
- Żyje, żyje. Chociaż ten fakt mnie zawiódł Harry. - Odezwał się tata. Nic nie
powiedziałam. Miałam dość. Harry szczerzył się. To on miał się dzisiaj
dostarczać mi rozrywki, a nie na odwrót.
- Dobra daj spokój chłopakowi. Mi się tam bardzo podobasz Harry.- powiedziała
mama. Banan na jego twarzy tylko się powiększył.
- Czyli wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwi - powiedziałam ironicznym głosem. Po
jakiejś godzinie w końcu stamtąd wyszliśmy i chodziliśmy po LA. Było mało ludzi
jak na to miasto. Nie przeszkadzało mi to.
- Jednak lubię twoich rodziców.
- Domyśliłam się.
- No dobra. Chodź.- pociągnął mnie do studia tatuaży.
- Po co przyszliśmy? - spytałam cicho. - Teraz będziesz robić tatuaż?
- Tak.
- Tak nagle? Może będziesz sobie robił mojego tatę? - dokuczyłam mu.
- tak na sercu żebym miał go blisko.
- Ha-ha-ha.
Pociągnął mnie na kanapę a sam podszedł do właściciela którego najwidoczniej
znał. Po chwili siedział na fotelu i rzeczywiście coś robił na sercu. Oparłam
głowę o oparcie mebla i czekałam. Gdy skończyli miał wytatuowane "Ana, I'm
yours forever".
- Idiota - podeszłam i go pocałowałam. - Mówiłam tysiąc razy... Annabel.
- Dla mnie jesteś Ana.- teraz to on mnie pocałował. Wziął za rękę i wyszliśmy.
To co zrobił było takie słodkie. Strasznie mi się spodobało. Wtuliłam się w
niego i tak szliśmy, a uśmiech nie schodził z moich ust. Doszliśmy do wielkiego
apartamentowca i wjechaliśmy windą na odpowiednie piętro a potem weszliśmy do
mieszkania.
- Ten dzień był okropny, nie licząc końca oczywiście.
- Jak dla mnie nie było tak źle. Takie 50 cm... - zaśmiał się biorąc wodę z
kuchni.
- Właśnie załatwiłeś sobie miesięczny celibat!
- No wiesz? Okrutna jesteś.- poszedł pod prysznic.
- No tak Annabel to ta zła i winna wszystkiemu na świecie - mówiłam do siebie.
Oglądałam film kiedy zostałam niesiona do sypialni bo prawie zasypiałam. Z
mokrych włosów chłopaka kapały jeszcze krople wody. Czułam je na swojej twarzy.
Położył mnie na łóżku i przebrał. Potem szczelnie okrył kołdrą i pocałował w
czoło.
- Nie kładziesz się? - spytałam sennie.
- Już to robię.- zgasił lampkę i położył się obok mnie.
- Dziwnie mi bez ciebie w łóżku, nawet chwilę. - Zaśmiał się i przytulił.
- Tak Annabel, mi bez ciebie też... - udałam jego głos.
- Śpij już słoneczko.
- Dobranoc. - zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam.
Poczułam
jak ktoś klęczy na mnie starając się nie przygnieść. Potem ktoś mnie pocałował
delikatnie w usta. Otworzyłam jedno oko i oczywiście zobaczyłam wyszczerzoną
twarz i zielone oczy.
- Cześć skarbie.
- Hej...-
przeciągnęłam się pod nim.
- Zjemy śniadanie. - powiedział i usiadł obok mnie. Ja się trochę podniosłam i
zaczął mnie karmić. Gdy posiłek był skończony poszłam się ubrać a Harry do
kuchni. Ubrałam rurki i do tego białą koszulkę. Poszłam zobaczyć co robił
chłopak. Sprzątał i pisał piosenkę jednocześnie.
- Pomóc?
- Nie kochanie. - pocałował mnie w policzek. - Wpadliśmy na pomysł z Louisem i
Niallem.
- Słucham.
- Założymy zespół. Ponieważ mnie już ludzie znają będzie większa szansa na
wybicie.
- To jest na prawdę dobry pomysł. - przytuliłam go. Objął mnie całując we
włosy. Posadził na blacie i spojrzał w oczy.
- Skarbie najdroższy mam niespodziankę.
- Znowu? - uśmiechnęłam się.
- Znowu, ale tym razem to coś większego...
- Dużo większego?
- Bardzo, bardzo...
- Co takiego? - zaciekawił mnie.
- Kupiłem nam dom w Cambridge. Trochę zniszczony, ale piękny, bo to dwór.
- Co zrobiłeś? - dobrze usłyszałam ale przecież to było...
- Muszę go tylko trochę wyremontować. Ogród jest bardzo, bardzo duży. Tak samo
jak dom.
- Nie wierzę...
- W co?
- Że to zrobiłeś. - zaśmiałam się.
- No co? Chciałem, abyśmy zaczęli w nowym miejscu, a że te nowoczesne domy mi
się już przestały podobać to padło na to. - Pokręciłam głową i pocałowałam go w
usta.
- Chcesz dzisiaj wracać?
- A możemy jutro?
- Możemy.
- Dzięki - jeszcze raz cmoknęłam jego usta. Po chwili postanowiliśmy, że
wyjdziemy na spacer. Wybraliśmy się też na zakupy. Pochodziliśmy po sklepach
kupując całkiem sporo rzeczy. Potem poszliśmy na obiad. Chłopak zabrał mnie na
długi spacer kupując bukiet róż. Był
śliczny i ogromny. Chwilę potem wracaliśmy już do apartamentu. Weszliśmy do
środka zostawiając zakupy w sypialni. Harry usiadł na kanapie a mnie wziął na
kolana.
- Wiem, że nie dawno ci się oświadczyłem ale chcę coś wiedzieć. Będziemy długo
czekać ze ślubem?
- A spieszy ci się?
- Tylko pytam.
- Nie chciałabym już, ale też nie chce czekać nie wiadomo ile. A ty?
- Jest mi to obojętne. Najważniejsze, że jesteś ze mną.
- Słodki jesteś. - pocałowałam go.
- A ty urocza. - oddał pocałunek. - Jak ci idzie nauka do testów?
- Idzie - powiedziałam przy jego wargach.
- No mam nadzieję. - wziął mnie na ręce i niósł do wielkiej łazienki.
Oczywiście przygotował mi kąpiel.
- A to nowość... Dzięki.
- Proszę. - wytarł ręce w ręcznik i cmoknął mnie w usta.
- To tak bezinteresownie? - spytałam podejrzliwie.
- No oczywiście, że tak.
- Okeeey... niech będzie. - Rozebrał mnie, położył w wodzie i kucnął obok
całując mnie w czoło. Oparłam głowę o brzeg wanny.
- Słucham pana…
- Popatrzę na ciebie. - uśmiechnął się i wziął mnie za rękę mocząc swoją dłoń w
wodzie.
- Nie masz ciekawszych zajęć?
- To bardzo lubię.
- Jak każdy facet.
- No z tym się zgodzę.
- No właśnie...- udałam poważną.
- Oj cicho. - cmoknął mnie w nosek.
- Siedzisz i gapisz się na mnie a ja mam być cicho?
- Podziwiam. - poprawił mnie. - No dobra idę mecz oglądać. - podniósł się.
- Skoro tak wolisz...
- Okres masz ? Jesteś zmienna jak nie wiem.
- Nie mam - wystawiłam mu język. Usiadł teraz na rogu wanny i bawił się moimi
włosami.
- I będziesz tak siedział? - podniosłam głowę żeby na niego popatrzeć.
- Tak. Nawet nie próbuj... - Nie zdążył dokończyć bo wciągnęłam go do wanny.
- Zabiję cię kiedyś. - powiedział przez zęby.
- Tak, tak.. - śmiałam się.
- Ja się kąpać nie miałem.
- No widzisz, zmiana planów. - Powoli wstał i poszedł się przebrać . Ja sama
jeszcze chwilę zostałam w wannie, a potem wyszłam. Następny dzień minął nam
równie fajnie i około 17 lądowaliśmy w Londynie . Ale nie pojechaliśmy do
naszej dzielnicy tylko do Cambridge. Kiedy zobaczyłam dom stojąc przed nim
byłam w niebie. Harry objął mnie od tylu.- Podoba się?
- Jest wspaniały.
- Chodź.- wziął mnie do środka. Nie było mebli.
- Ale dużo miejsca...
- Dużo, dużo. Prawe skrzydło, lewe, środek, dwa piętra, wielki garaż, stajnia
...
- Jest genialny.
Prowadził mnie ma górę po starych schodach . Szłam za nim cały czas się
rozglądając.
- Za dwa miesiące będziemy tu mieszkać. Wszystko będzie pięknie.- powiedział
gdy szliśmy już do ogrodu. Rzeczywiście wielki. W ogóle się nie kończył. Miał
kilka hektarów.- Chciałabyś wziąć tu ślub?
- Jak ze snu... -powiedziałam cicho. Pocałował mnie w usta trzymając za ręce.
Odwzajemniłam pocałunek z wielką przyjemnością.
- Bardzo, bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też. - Wróciliśmy do auta i do domu Harry'ego. Zdjęłam buty i
poszłam do salonu. Siedzieliśmy do wieczorem pijąc wino przy kominku. Niczego
więcej mi nie było trzeba prócz Jego. Przez następny miesiąc ja się uczyłam a
Harry pracował nad nowym zespołem z chłopakami i jeździł do nowego domu pomagać
pracownikom. Ogólnie mogłam powiedzieć że jestem szczęśliwa. Siedziałam na
dywanie powtarzając jeszcze raz wszystko. Jutro miałam pierwszy egzamin.
Usłyszałam otwieranie drzwi a zaraz zamykanie.
- Jestem.
- Fajnie!
- Gdzie jesteś?
- Na górze! - nie chciałam mówić że w sypialni bo znając jego już by sobie coś
zaczął wyobrażać. Po chwili przyszedł do mnie. Ukucnął i pocałował w usta.
- Hej...
- Hej kotku. Pomóc ci w czymś? - zaczął zdejmować koszulę, aby założyć t shirt.
- Chyba nie trzeba.
- Zrobię ci kolację . -powiedział i wyszedł. Nie wysiedziałam tylko za chwilę
poszłam za nim. Śpiewał pod nosem kręcąc się po kuchni. Podeszłam do niego
cicho i pocałowałam w szyję. Uśmiechnął się odwracając do mnie.
- Chce pomóc.
- Poradzę sobie. Poczekaj.
- Ale chce pomóc.
Westchnął i wyznaczył mi zadanie. Razem przygotowaliśmy spaghetti , którego już
po chwili nie było. Usiedliśmy na sofie i oglądaliśmy Titanica bo leciał w
telewizji. Jak zwykle się popłakałam i śmiałam z tego. W dobrych humorach
poszliśmy do sypialni. Harry przebrał się w spodnie od dresu i położył na łóżku
z rękoma pod głową , patrząc na każdy mój ruch. Starałam się nie zwracać na to
uwagi i po prostu go ignorować.
- Będę jutro na ciebie czekał, jak będziesz pisała.
- Dzięki. - zaczęłam rozczesywać włosy.
- Zdasz to.
- Mam nadzieję.
- Chodź do mnie.- wyciągnął ramiona w moją stronę.
- Poczekaj, robię coś. - Skończyłam rozczesywać i podeszłam do niego.
- No co tam?
- Stęskniłem się. - pociągnął mnie tak że siedziałam na nim.
- Ale ja
nigdzie nie wyjeżdżałam. - zaśmiałam się.
- Oj. - cmoknął. - Tak ogólnie.
- Tak ogólnie, aha.
- Kocham cię. - splotł nasze palce.
- Wiem - pocałowałam go krótko w usta.
Położyłam się obok przytulając do niego. Cicho mi śpiewał,
aż zasnęłam.
_______________________
Poprawiłam obowiązujący strój i przeczesałam włosy.
Wzięłam głeboki wdech i zeszłam na dół.
Harry miał mnie odwieść. Gotowy czekał już na dole.
Wyszliśmy za rękę. Wsiedliśmy do auta i jechaliśmy do
szkoły.
- Ale mnie brzuch boli.
- Nie denerwuj się. - szepnął i zaparkował pod szkołą. -
Wszystko będzie dobrze aniołku. - szepnął gdy wyszliśmy. Pochylił się i mnie
pocałował.
- Muszę iść - jeszcze raz go pocałowałam.
- Będę czekał. - puścił mnie i skierowałam sie do szkoły.
Weszłam do środka. Potem wszystko działo się bardzo
szybko. Egzaminy się rozpoczęły.
Wyszłam zadowolona. Naprawdę się udało.
Na polu odetchnęłam w ulgą. Miałam to już za sobą.
Zobaczyłam Harrego i zaczęłam iść w jego kierunku.
Wystawił do mnie ramiona w ktorym po chwili się
znalazłam. Wtuliłam się a on pocałował mnie we włosy.
Czuje się taka
mądra...
- Hahahaha...- zaśmiał się. - Gratuluję kochanie
- Dzięki. - pocałowałam go w policzek.
- Czy twoje koleżanki mogą po prostu podejść i powiedzieć
o co chodzi, a nie tak patrzeć?
- Ja ci mogę powiedzieć o co im chodzi - on chyba też się
domyślał.
- To słucham. - uśmiechnął się i przeczesał grzywkę
- Stoję tu z tobą, całuje się , a miesiąc temu uczyłeś
mnie muzyki. No i pomijam fakt iż one wszystkie na twój widok mają kisiel. - co
mnie akurat miało cieszyło
- Ah oto. - powiedział udając zaskoczonego. -Jezu to co
będzie jak sie dowiedzą, że ślub bierzemy
- Może nie sprawdzajmy?
- oczy ci wydrapią.- pocałował mnie i otworzył drzwi od
auta.
-
Extra...-
pojechaliśmy do domu.
Ja się poszłam przebrać, a Harry zrobić obiad.
Związałam włosy i zeszłam do niego na dół.
Podał mi posiłek i sprzątał w kuchni. Jadłam przy nim.
- Kończą już nasz dom.
- Super - powiedziałam z pełną buzią
- W weekend można już się tam wprowadzić. - uśmiechnął
się i wziął whiskey.
- Zrobimy to? - ucieszyłam się.
- Tak. - pocałował mnie w czoło i zabrał pusty talerz.
-
Strasznie się
cieszę! - wskoczyłam mu na plecy.
Zaśmiał się i pocałował mnie w policzek jednocześnie
poprawiając abym nie spadła.
- Przyszli by chłopcy no i Amanda z Carrie.
- Tam?
- Tak
- Oki toki. - pocałowałam mężczyznę w szyję.
- Wiesz - posadził mnie na blacie. - Muszę gdzieś wyjść,
będę za dwie godziny.
- Gdzie? - zaciekawiłam się.
- Nie powiem. - cmoknął mnie w usta. - Dobrze, że nie
piłem. - oddał mi szklankę i chwycił kluczę.
- Papa! - sama zaczęłam pić jej zawartość.
Harry
Pojechałem do Louisa i otworzyła mi ciężarna Amanda.
- cześć.- powiedziałem.
- Hej - wpuściła mnie do środka
- Przyjechałem wyciągnąc twojego męża.
- Jest w kuchni.
- Louis!
- Siema - zobaczyłem przyjaciela.
- Zabieram cię.
- Zabierasz go gdzie? - spytałam dziewczyna
- Nie powiem ci, bo ty wszystko wygadasz.
- No wiesz? Mów, albo go nie puszczę.
- NIe powiem. - odparlem. - Nie denerwuj się, bo za
wcześnie urodzisz.
- Nic jej nie powiem - zaraz by się chyba rozpłakała.
- Musi mi pomóc. Tyle starczy. - zacząłem go wyciągając z
domu za koszulę
- Nie pokaże ci dziecka! - usłyszałem za sobą.
Zaśmiałem się i wciągnąłem go do auta. Po chwili
ruszyliśmy
- Bo ja oczywiście wiem gdzie i po co jedziemy.
- Zamknij się. Musisz mi pomóc.
- No ale w czym?
- No wiec tak majpierw muszę kupić jej coś z okacji
zdania matury, potem pomożesz mi zorganizować ślub.
- Ok. Czekaj! Wasz ślub?
- Nie twój..
- No to git. Będzie impra.
- Do tego długo. - podjechałem dojubilera i znowu go
wyciągnąłem. - Obrączki i naszyjnik. Chodź. - weszliśmy do środka widząc panią
ktora ostatnio nam pomagało. - Dobry..
-Witam panów - zaśmiałam się.
- Tak no więc potrzebuję pomocy. Ja. On nie. Ja. -
dodałem szybko.
- Więc słucham. - wytłumaczyłem jej wszystko a ona
zaczęła przynosić różne rzeczy.
- Ma pani jakieś obrączki ale bardziej matowe? Nie takie
błyszczę. - spytałem, a naszyjnik już wybrałem.
- Już pokazuje panu dwa modele.
Po godzinie miałem wszystko.
- Teraz jedziemy planowac.
- Ja nie jestem dobry w planowaniu.
Zmroziłem go wzrokiem i pojechaliśmy do kościoła.
Tam wszystko poszło nam bardzo szybko, pomijając głupie
teksty Louisa.
-
Ja ci kiedyś
krzywdę zrobię.- powiedzilem jadac do naszego nowego domu
- Ja tylko tak sobie...- śmiał się.
Pokrecilem glowa i zaparkowalem.- Idziemy malowac.
-
Uwielbiam malować
- powiedział sarkasuwcznie.
Zignorowwalwm to i wszedlem do środka.
Obaj ubraliśmy się odpowiednio i zaczęliśmy naszą pracę.
Szło nam całkiem nieźle.
- Tomlinson zebym ja cię nie maznął.- powiedziałem czujac
farbe na twarzy.
- Pędzel mi się osunął.
- LOUIS!- tez dostal farbą.
- Ej! Pomagam ci docen to! - zaczął krzyczeć.
- Wooho a wiesz jak ja ci pomagam?
- Ale że niby co? - popatrzył się krzywo.
- Sam byś nie podszedl do Amandy. Ja ją bajerowałem dla
ciebie, nie oświadczył bys się... A pokoik dla dziecka pomagalem ci zrobic
- Nie wypomina się - pokazał na mnie pędzlem.
- maluj to kretynie maluj.- wystawilem mu język
Trochę nam to zajęło ale wreszcie skończyliśmy. Wyglądało
całkiem nieźle.
Myłem ręce z farby, kiedy zadzwoniła Annabel. Odebrałem
dalej robiąc to samo
- No gdzie przepadłeś? - usłyszałem
- Zaraz wrócę.
- A tak mniej więcej? - coś kombinowała.
- A tak bardzo tęsknisz?-
spytałem podejrzliwie.
- Tak. To za ile? - wycierałem ręce.
- Za 15 minut.
- Ołł...to trochę długo, pewnie będę już ubrana... - no
wiedziałem.
- Dobra będę szybciej. - westchnąłem i rozłączyłem się.
ciekawe co tym razem. Odwiozłem Louisa do domu i wrociłem do siebie.
Wszedłem do środka. Pierwsze co zobaczyłem to Annabel
stojącą w szlafroku z rękami założonymi na piersi. Patrzyła na mnie tak jakbym
kogoś właśnie zabił.
- Jak dzwonię do ciebie i mówię że czekam i to jak
powiedziałam naga to tu powinieneś być w ciągu 3 minut.
Lustrowałem ją od stóp do głowy.
- Tak? Chciałem, ale tak szybko nie jeżdżę. - podszedłem
bliżej.
- Chyba na wstecznym jechałeś. - wyciągnęła przed siebie
wyprostowaną rękę żebym nie mógł podejść bliżej.
- Niee, musiałem odwieźć Louisa. Bez szlafroka byłoby ci
ładniej.
- Tak też jest dobrze. - jak kobiety się łatwo obrażają.
- Ja uważam inaczej. - przerzuciłem ją jakimś cudem przez
ramię.
-
Trzeba było być
szybciej - powiedziałam obrażona.
- Nie widzę problemu. - wzurszyłem ramionami niosąc ją na
gorę.
- Puszczaj! - walnęła mnie w plecy.
- Puszczę. - położyłem ją na łóżku. Ja tylko usiadłem
obok.
Zdziwiło ją to i przez to że jej posłuchałem obraziła się
jeszcze bardziej. Nie zrozumien kobiet. Nigdy.
- Możesz się zdecydować? Nie czytam myślach.
- To trzeba było przyjechać wcześniej. Cokolwiek robiłeś
trzeba było to zostawić i przyjechać. Louisa też.
- malowałem nam sypialnie. - pochyliłem się i pocałowałem
jej dloń.
-Tą sypialnie? - rozpogodziła się. Jest dobrze.
- Tą. - uśmiechnąłem się.
- To teraz sobie w tej posiedzisz. - i znowu. Ja
pierdole.
- Okres masz czy jak...- mruknąlem pod nosem.
To bym po ciebie
nie dzwoniła geniuszu. - wystawiła mi język.
Zdjąłem koszulę i po chwili byłem nad nią całując ją.
- A..a.al.e..e ty m- nie dawałem jej nic powiedzieć -
mnie..mnie olałeś.
- Chciałabyś. - odparłem i rozwiązałem jej szlafrok.
- Tak, tak ...
- Cicho bądź. - uciszyłem ją i zaczałem całować piersi.
- Ty mi rozkazujesz? Tfiw to już dawno nie było.
Tego *
- Tak, ja mam kontrolę. - odpowiedziałem zjeżdżając
niżej. nie dała mi nic nie zrobić bo znalazła się na mnie
- No patrz jednak nie. - powiedziałam złośliwie.
powiedziała *
- Przeciez jak chcemy się siłować to i tak zaraz
wylądujesz pode mną, ale to nie oto chodzi prawda skarbie?
- Po prostu jak jesteś stanowczy to mi się podoba -
powiedziała mi do ucha.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w usta.
Oddała pocałunek bawiąc się moimi włosami.
Jeździłem dłońmi po całym jej ciele. Po plecach,
biodrach, pośladkach, nogach. Była naprawdę piękna.
Dziewczyna rozpięła moje spodnie i zdjęła je ze mnie.
badała dłonią mój tors, co lubiłem. Całowała go, a potem
wracała do moich ust
Przygryzła moją warge. Ręką zjechała niżej i po chwili
włożyła ją do moich bokserek.
Wypuściłem wolno powietrze, gdy zaczęła tą swoją dłoń
działać cuda.
Na jej twarz pojawił się uśmiech, pochyliła się i zaczęła
całować moją szyję
- Ana... - wydyszałem w końcu.
- Tak kochanie?
Musiałem jej przerwać. Chciałem nas połączyć, za nim
dojdę. Pocałowałem jej usta i przewróciłem. Zdjąlem bokserki i w nią wszedłem.
Krzyknęła moje imię i zaczęła cicho jęczeć.
Przyssałem się do jej szyi i obojczyka. Poruszałem się co
raz szybciej, aby nam obojgu sprawić przyjemność.
Po chwili i ona i ja poczuliśmy spełnienie.
Opadłem obok niej, obejmując ją.
- I tak powinieneś przyjechać szybciej. ' usłyszałem.
Zabiję ją kiedyś. - westchnąłem i przytuliłem się do
poduszki. Po chwili sięgnąłem do marynarki leżącej na ziemi i wyjąłem pudełko z
naszyjnikiem. Leżała do mnie plecami. Odgarnąłem blond włosy z jej karku i
zawiesiłem prezent.
Usiadła patrząc na rzecz na jej szyi.
- Jaki śliczny...
- Prezent za zdanie matury. Cieszę się, że ci się podoba.-
splotłem nasze palce.
- Nie trzeba było
- Lubię cię uszczęśliwiać. - pocałowałem ją.
- To przyjeżdżaj jak dzwonię - zaśmiała się.
- Dobrze. - położyła się obok mnie i przytuliła.
Pocałowała mnie w policzek.
-Kocham cię.
- też cię kocham.
- Dziękuję. - pocałowała mnie
Przytuliłem ją do siebie nic nie.mówiąc .
Potem poszła pod prysznic.
Ja powoli zasnąłem. Kilka dni póżniej w sobotę wielka
ciężarówka zatrzymała się pod naszym nowym domem. Zaczęli wnosić nowe meble
i.je ustawiać a potem przywieźli resztę naszych rzeczy z willi .
Ogród był zadbany i wielki. Pełno zieleni. Popatrzyłem
jeszcze raz na dom.
- Teraz tylko nam tu biegajacych dzieci brakuje .
- Miało już tu być - usłyszałem cichy głos.
- Nie wracamy do tego.
- Nie umiem zapomnieć.
- Wiem.- pocałowałem ją. Weszliśmy do środka .
Annabel chodziła po wszystkich pomieszczeniach dokładnie
je oglądając.
Ja zadowolony chodziłem za nią uśmiechając się
- Jak ze snu...
Oparlen się o framuge i na nią patrzyłem. Wyciągnąłem do
niej rękę.- Dom marzeń .
- Idealny - przytuliła się do mnie.
Pocałowałem ją we włosy i spojrzałem na nasz salon.
Racja. Idealnie
- Nie zasłużyłam na to.
- Skarbie co ty mówisz? Oczywiście że zasłużyłas.
- Kocham cię, tak strasznie cię kocham. Nie przeżyje
jeśli kiedykolwiek mnie zostawisz.
- Nie mam takiego zamiaru. To ja nie zasługuje na szansę.
-
Zasługujesz, tylko
ją wykorzystaj. - pocałowała mnie.
- Kocham cię.- zakręciłem nią. Poprowadziłem do okna
tarasowego i stanąłem za nią.- Zamknij oczy i wyobraz sobie...Śnieg, białe
płatki śniegu opadają na ziemię przysypujac zieloną trawę..
Tam gdzieś między drzewami na kobiercu stoję ja w równie
jasnym garniturze i ty...w białej sukni powoli idącą w moim kierunku .
- Chcesz mieć jasny garnitur?- otworzyła jedno oko
patrząc na mnie.
- Umiesz zepsuć chwilę.
- Dobra, dobra - zamknęła oczy - Ogród, śnieg, ty i ja.
Mów dalej.
- Podajesz mi swoją dłoń a raczej twój tata mi ją oddaję.
Stajemy naprzeciwko siebie składając przysięgę prosto z serca .
- Potem obrączki, pocałunek i wesele. Chce dalej. - była
słodka.
- Obracam cię a zaraz obejmuje. Kolyszemy q rytm
najromantyczniejszej piosenki. Na twoich ustach składam pocałunek i rozlegają
się braw.a
- I wszyscy patrzą na nas. Na mnie też. O boże...
- Zabiję ją ...no zabiję.
- Opowiesz mi dalej?
- Przyjęcie trwa. Wciąż widzę na twoich ustach uśmiech. O
pół nocy przebrana schodzisz do mnie i ruszamy w najpiękniejszą podróż cieszą
się sobą.
- To mi pasuje.
-W styczniu się doczekasz.
- W styczniu?
- Yhym .
Odwróciła się i mnie pocałowała. Długo i tak cudownie.
Uśmiechnąłem się na ten gest. Była wspaniała.
- Jesteś najlepszy.
- Jesteś wspaniała.
Zaśmiała się i znowu mnie pocałowała.
*** grudzień. Te miesiące tak szybko minęły. Każdą chwilę
jak mogłem spedzalem z Aną. Z chłopakami pracujemy na.pełny etat przy zespole.
Właśnie byłem na próbie kiedy Louis dostal telefon od swojejżony .
Wyglądał jakby miał paść zaraz.
- Co jest?
- Ona....my..znaczy ona...
- On chyba próbuje powiedzieć że Amanda rodzi.-
powiedział Niall
Chłopak energicznie zaczął kiwać głową. Czyli Niall miał
rację. Już po chwili byliśmy w drodze do szpitala.
- Stary spokojnie. Ona rodzi nie ty.- starałem się go
uspokoić bo panikował
Weszliśmy do środka i zapytaliśmy się gdzie znajdziemy
Amande. Była już na porodówce. Zaraz za nami w szpitalu pojawiła się Annabel.
Lou nie wszedł do ukochanej. Czekaliśmy z nim. Sam się
martwilem . Miałem nadzieję że będzie dobrze.
Po jakiejś godzinie było słychać płacz dziecka
Popchnąłem go do pielęgniarki i po chwili na rękach
trzymał syna.
- Duży i zdrowy - powiedział dumnie.
- wspaniały. Gratulacje .
Uśmiechnął się. Podszedł do nas Niall, a ja zobaczyłem że
moja dziewczyna wchodzi do sali nowej mamy. Pewnie chciała zobaczyć jak się
czuje.
Poszedłem z nią i Lou oraz Horan. Amanda była wykończona
ale widać że szczęśliwa .
- Jest śliczny - powiedziała do niej Ana.
- Dziękuję ...- uśmiechnęłam się lekko a louis podał jej
małego
Uśmiechnęła
- Macie już imię? - spytał Niall.
- Nie. Liczyliśmy na chrzestnego.- spojrzeli n mnie .
- Ja się nie znam - powiedziałem szybko.
- Harry ...
- To może Alex? - usłyszałem Annabel. - Pasuje do niego -
była w niego wpatrzona jak w ósmy cud świata.
- Pięknie. Jesteś Alexsander skarbie. - powiedziała
Mandy. Objąłem narzeczoną. Czułem że ona też by chciała mieć takiego maluszka .
Uśmiechnęła się nie odrywając wzroku od małego.
- Pewnie jesteś zmęczona. Pójdziemy lepiej - powiedziała.
Pożegnaliśmy się i opuściliśmy szptal .
Zaprowadziłem dziewczynę do samochodu na parking i
pojechaliśmy.
Wróciliśmy do domu około 18. Byłem potwornie zmęczony .
- Zrobić ci coś do jedzenia? - spytała Annabel. Była
przygaszona.
-
Nie. Coś się stało
? W szpitalu byłaś radośniejsza .
- Nic.
- widzę.- odparłem i poszedłem na górę .
Annabel
Harry poszedł na górę, a ja wyszłam przed dom i po prostu
się rozpłakałam.
Było mi przykro.
Moje maleństwo też było by już na świecie. Mógłbym je do
siebie tulić.
13:35
Mogłabym*
Usiadłam na sofir płacząc .
Nie mogłam przestać o tym myśleć. Nie radziłam sobie z
tym.
Strata dziecka to nie jest łatwe. Dla nikogo
Wstałam i poszłam do łazienki żeby się ogarnąć.
Weszlam od razu pod prysznic. Odświeżyłam się i przebrana
w pizame wkroczyłam do sypialni .
Nie wiedziałam czy Harry już spał więc starałam się być
cicho.
- Nie śpię.- powiedział w poduszkę .
- Byłeś zmęczony. - położyłam się obok niego.
- Jestem.
- To śpij - pocałowałam go w policzek.
- Dobranoc słońce.
- Dobranoc.
Pp chwili chłopak już spał.
Ja sama od natłoku myśli już po chwili zasnełam.
24 grudnia
Byłam w trakcie ubierania się, a Harry chodził po kuchni
kończąc wszystko do kolacji. Mieli dziś pojawic się moi rodzice, jego mama z
Gemmą, Louis i amanda oraz Alex no i Niall z Carrie.
- Chyba wszystko prawda? - spytałam.
- Tak. - odwrócił się do mnie. -Teraz ja idę się ubrać.
- Ok. - poszedł na górę.
Potem wrócił z białej koszuli jednocześnie szukając spinek
do mankietów.
- Kotku wiesz gdzie to dziadostwo jest?
Zaśmiałam się i poszłam na górę. Oczywiście były na swoim
miejscu tylko tam pewnie nie sprawdzał
Potem przyszłam do niego i sama mu je zapięłam.
Poprawiłam kołnierzyk koszuli i krawat.
- Jeszcze marynarka i gotowe - cmoknęłam go krótko w
usta.
- Jasnee... - usłyszeliśmy dźwięk dzwonka i razem
udaliśmy się otworzyć.- Cześć mamo, cześć zło wcielone. - wpuścił ich do
środka.
- Dzień dobry - powiedziałam do mamy chłopaka i
uśmiechnęłam się do Gemmy.
- Dzień dobry. Oh Annabel jakaś ty piękna. - mama Hazzy
mnie przywtuliła
- Dziękuję.
- JEszcze z nim wytrzymała. - teraz przytuliła mnie gemma
Zaśmiałam się i też mocno ją przytuliłam.
- Po łbie chcesz dostać ? - burknąl Harry
- Zapraszam. Wskazałam na salon. - jakiś czas potem przyszli pozostali.
Louis dostal od nas prezent, Alex dostał też ode mnie i
od swojego chrzestnego. Usiedlismy do stołu i zjedliśmy świąteczną kolację
śmiejąc się i rozmawiając. Było naprawdę milo. Około 2 wszysscy opuścili nasz
dom, a Harry powlókł się sprzątać, bo mi nie pozwalał.
- Może jednak ci pomogę?
- Siedź jak siedzisz. Poradzę sobie.
- Coś taki uparty?
- Nie jestem uparty.- westchnął i dokończył sprzątać.
Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie się przebraliśmy.
- Było dzisiaj tak fajnie.
- Zgadzam sie.
- Kocham cię, tak bardzo.
- Też cię kocham, tak bardzo.- pogłaskał mnie po
policzku,
- Teraz zawsze już będziemy spędzać święta razem.
- Tak. - pocałował mnie.
Oddałam pocałunek uśmiechając się.
Wtuliśmy się w siebie i Harry mi śpiewał.
wtuliliśmy*
Było mi przy nim jak w niebie. Bez niego bym już nie
miała po co żyć.
Był to mój sens życia, moje powietrze bez którego nie da
się żyć.
- Skarbie śpij juz...
Ułożyłam się wygodnie i po chwili już spałam. Obudziłam
się około 4 rano i nie mogłam już zasnąć. Postanowiłam obudzić śpiącego obok
mnie chłopaka.
Lekko szturchnęłam jego ramię i otworzył oczy.
- Hmm?
- Spać nie mogę i mi się nudzi. - pożaliłam mu się.
- Oh tak to poważna sprawa. - obrócił się na plecy
splatając palce na klatce.- To co chcesz robić?
- Poświęcisz się dla mnie i nie będziesz spać?
- no oczywiście, ze tak. - uśmiechnał się.
- Ale jesteś kochany - zaczęłam go całować.
Śmiejąc się oddawał pocałunki.
- Śmiej się, śmiej- przesunęłam się i położyłam na nim.
- To się zaraz źle skończy.
- Słucham? - przerwała i na mnie popatrzyła.
przerwałam i na niego popatrzyłam*
- Nic, nic. - znów przywarł do moich waeg.
warg*
Uśmiechnęłam się i rozpoczęłam wędrówki dłońmi po jego
torsie.
Harry złapał lekko za moj kark ręką, a po chwili zsunął
ją na miejsce między moimi łopatkami.
Ustami zjechałam na jego szyję i zaczęłam powoli ruszać
biodrami dalej na nim siedząc. Zaczynałam się o siebie martwić, bo żeby w
środku nocy budzić Harrego żeby się ze mną kochał, to już normalne nie jest.
C
hłopak był cały czas rozbawiony tym wszystkim, ale nie
protestował. Czasem się zaśmiał. Powoli zdjął moją koszulkę i zostawił nagą.
Powoli zaczęłam zsówać jego bokserki cały czas na niego
patrząc.
- Czwarta rano..- mruknął pod nosem i obrócił nas. Był
nade mną i całował moją szyję.
Zaśmiałam się i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.
Sunął językiem przez mój brzuch, a potem jak zawsze
wrócił do moich ust. Poczułam w sobie jego dwa palce, które co raz szybciej
poruszały się we mnnie.
Jęczałam i wiłam się pod nim. Odchyliłam głowę do tyłu z
przyjemności.
- O matko...
- Nie matko. Harry skarbie, Harry.
Zacisnęłam dłonie na pościeli, a moje ciało wygięło się w łuk.
- Harry.. - zamknęłam oczy. Często powtarzałam jego imię.
Przestał to robić. Teraz zjechał tam ustami.
Nie mogłam już wytrzymać więc pociągnęłam go w górę
pragnąc jego ust na swoich.
Po chwili uniósł delikatnie moje biodra i wszedł we mnie
łącząc nasze ciała i usta.
Krzyknęłam wprost do jego warg rozkoszując się
przyjemnością.
On szeptał mi do ucha różne słowa czułości i miłości.
Czasem też powtórzył moje imię.
Uśmiechałam się trzymając jego ramion.
PRzywierał wargami do moich warg, a kiedy oboje byliśmy
spełnieni zaczęliśmy wyrównywać oddech.
- Ja cię będę każdej nocy budzić normalnie.
- To się w ogóle nie wyśpię. - zaśmiał się całując mnie.
- Oj dobra nie będę.
- Kocham cie.
- Ja ciebie też.
Przytulił mnie do swojego torsu i zasnęłam.
Rano na obudziłam się pierwsza i poszłam zrobić
śniadanie.
Wstałam ubierając się
Pod ręką miałam bluzę chłopaka więc to ją ubrałam i
zeszłam na dół. Zrobiłam kawę i omlety.
W pewnym momencie ktoś stanął w drzwiach kuchni. Harry
przeciągnął się i podszedł do mnie.
- Hej kocie.
- No hej. - pocałował mnie w usta przypierając do blatu.
- Co próbujesz zrobić? - spytałam w jego usta.
- Kompletnie nic.
- Śniadanie zrobilam
- Widzę. - jeszcze raz mnie pocałował. - Ana posłuchaj.
- Słucham.
- Wspominałaś mi coś ostatnio, że chcesz zrobić impreze
dla znajomych.
Tu w nowym domu.
- To tylko taki pomysł, co o tym myślisz?
- Możesz zrobić ją dziś.
- Dzisiaj? Dlaczego? - zdziwiłam sie
- Bo nic nie robimy,
- Hmm....,no dobra - uśmiechnęłam się.
Cmoknąl mnie w usta i zaczęliśmy jeść śniadanie.
Zjadłam i poszłam się ubrać. Potem zaczęłam wysyłać
wiadomości do znajomych.
- Kochanie idę na próbę. - usłyszałam,.
- Ok! - krzyknęłam z salonu.
Potem wyszedł a ja dokończyłam co mialam dokończyc.
Wszyscy potwierdzili że będa.
Impreza miała się rozpocząć o 20. Zamówiłam potrzebne mi
na wieczór rzeczy, które mieli mi przywieść.
Po 17 wrócił Harry z pracy.
- Hej. - pocałował mnie w policzek.
- Cześć. W co mam się ubrać? - pokazałam na kilka stroi
leżących na kanapie.
- We wszystkim ci ładnie.
- Harry no pomóż mi. - jęknęłam.
- Boże drogi. Ten.
- wskazał na czarną sukienkę.
- Wybrałeś ten żebym dała ci spokój.
- Bo dla mnie wszystkie są ładne.
- Wypchaj się. - wzięłam ciuchy i poszłam do łazienki.
- maruda!
- Kanapa! - wiedziałam że to jedno słowo powie mu co mam
na myśli.
Wybuchnął tylko śmiechem i już się nie odezwał, a ja
zaczęłam się przebierać.
Przymierzałam każdy komplet żeby zobaczyć który będzie
najlepszy.
Jednak wybrałam ten co Harry wybrał. Poszłam do niego.
akurat przebierał koszulę.
- No i jak? - spytałam przeczesując ręką włosy.
- Pięknie. - odparł uśmiechając się.
- Dobra, biwak wszystko już gotowe.
- może ja wyjdę wieczorem co?
- I tak nie ma już osoby która by o nas nie wiedziała. -
myślałam że o to mu chodzi.
- Tak, ale myślę, że tak będziesz czułą się lepiej. Nie
które twoje koleżanki nie są przychylne.
- Będą cię podrywać. To na pewno.
Machnął ręką i poszedł oglądać .
- No co? - poszłam za nim. - Jeśli chcesz to możesz iść.
- Nic. - wziął mnie na kolana. - A Mike będzie?
- Jeśli go ktoś przyprowadzi.
Jęknąl i mnie pocałował
- Będziesz czy wychodzisz?
- Będę.
- Extra - pocałowałam go
Po kilku godzinach nasz dom wypełniali moi znajomi.
Było głośno. Wszyscy tańczyli albo pili. Rozmawiałam w
wieloma osobami, na szczęście przewaga z nich była spoko.
Harry mi gdzieś zniknąl. Mike też był. wiedziałam, że
ktoś z nim przyjdzie.
Nie chciało mi się z nim gadać, nawet na niego patrzeć.
- Ty tak serio ze Stylesem? - spytała mnie jedna
dziewczyna.
- Jak widać. .
- Raczje myślałyśmy, ze ty się nim tylko bawisz.
- Słucham? - zaśmiałam się.
- No w końcu to nauczyciel.
- Były-zaznaczyłam. I nie, nie bawie się nim.
- Yhym. - mruknęła, a ja poszlam go szukać.
No tak oczywiście. 10 na około niego stało.
Ten grzecznie się uśmiechał i potakiwał. Stanęłam i
poczekałam aż na mnie popatrzy. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały kiwnęłam na
niego palcem żeby do mnie podszedł.
Odsunął się od dziewczyn i spełnił moją prośbę.
- Nie mogłam cię znaleźć. - owinęłam ręce na jego szyi.
- Zostałem ubezwłasnowolniony. - pochylił się i pocałował
mnie w usta równocześnie obejmując.
- Rozumiem - pokiwałam głową.
- Mam nadzieję, że ci wszyscy znajomi nie będa na naszym
ślubie.
- Zdecydowanie nie.
- Dzięki Bogu.
- Chodź tańczyć - pociągnęłam go za sobą.
Stanęlismy w śród ludzi poruszając się w rytm muzyki.
Tak tańczyliśmy dłuższy czas. Później poszłam się czegoś
napić.
Impreza trwała do późnej nocy. Byłam wykończona. Hazz
jakoś wczesniej poszedł się położyć, bo był zmęczony po pracy, a ja żegnałam
znajomych. Opuścili moj dom i udałam się pod szybki prysznic.
Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
Ubrałam koszulkę narzeczonego i położyłam się obok niego
zasypiając.
***
Sylwester spędziliśmy w Nowym Jorku razem z Niallem i
Carrie. Świetnie się bawiliśmy i to była jedna z niezapomnianych noc. Dwa dni
później byliśmy już w Londynie. Chłopcy ciągle pracują w studiu nad nowym
albumem, bo ich pierwszy wyszedł nie dawno. Martwię się, bo po naszym ślubie
który jest już za tydzień Harry zapewne wyjedzie w trasę.
Obudził mnie pocałunek w usta.
- Hej. - otworzyłam oczy i zobaczyłam chłopaka.
- Hej kochanie. Musisz juz wstać
- Tak,już.
Pomógł mi się podnieść i podał ubranie. Po chwili do
pokoju wparowały moje przyjaciółki.
Jedna przekswykiwała drugą. Były takie kochane, cieszyłam
się że je mam
- Poczekajcie. - Harry się zaśmiał. - Chcecie ją ubierać
przy mnie? haha
- Ale ciebie już tu nie ma. - powiedziała Carrie i
wypchnęła go za drzwi.
- No to teraz weźmiemy cię w obro...- zaczeła amanda.
- Chwila, garnitur wezmę.- wrócił, wziął pokrowiec i
wyszedł.
Zaśmiałam się. Trochę bałam się ślubu, co ja mówię, byłam
przerażona.
Chociaż przecież byłam pewna tych wszystkich słów które
powiem. Ja po prostu bałam się tego napięcia. Że coś pójdzie nie tak.
Po kilku godzinach byłam gotowa, kiedy zobaczyłam się w
lustrze i na prawdę musiałam przyznać że wyglądałam cudownie
- Prześliczna.- powiedziała Mandy klaszcząc w dłonie.
Harry
- Mieliście mi pomagać, a nie zabierać krawat! Oddaj to!-
krzyknąłem do Nialla.
- Stary teraz masz już przejebane. - powiedział rzucając
krawat do Louisa
- Ze swoją
wytrzymujesz, więc wiesz ja to mam świętą przy niej.
Zaśmiał się siadając w fotelu. Niesły mieli ze mnie ubaw
Podszedłem do przyjaciela zabierając mu ten krawat, bo
przecież nie oddadzą. poprawiłem koszulę i teraz zastanawiałem się jak wiąże
się to dziadostwo
Chłopcy znowu zaczęli się śmiać.
- Mi zawsze wiąże Amanda - powiedział od razu Lou
- A mi Annabel. Czekaj. - wyszedłem z pokoju szukając
jakiejś dziewczynie. - Czy któraś pomoże?!
- A może być mama?
- Mam
Przyjechali wszyscy.
- No daj to - pomogła mi
- Dzięki, jesteś niezastąpiona
- Mój synek już taki duży, masz o nią dbać, pogroziła.
- Boże mamo. - jęknąłem- . Idź tyy już tam na dół
- Kocham cię - zaśmiała się i pocałowała w policzek,
zaraz potem zeszła na dół gdzie miała odbyć się ceremonia.
Poszedłem do sypialni. Ana stała przed lustrem
- Kochanie. - objąlem dziewczynę w talii i założyłem na
jej szyję naszyjnik.
- Jaki elegancki. - odwróciła się do mnie
- Ah dzięki. Ale za to ja widzę piękną królewnę. -
pocalowałem ją.
Oddała pocałunek trzymając mnie za szyję.
- Ana Styles...
- Annabel - poprawiłam go.
poprawiła mnie*
- Cicho. Ana.
- Trzeba iść. -
powiedziała.
- Ale nie uciekniesz?
- W tych butach? Nie dam rady.
- Jak zawsze pyskata.- wziąłem ją za rękę.
Zeszliśmy na dół. Harry zostawił mnie pod wejściem i sam
poszedł pod ołtarz.
Podał mu moją rękę i znowu staliśmy razem.
Powiedz mi jak mnie kochasz.
Powiem.
Więc? Kocham cię w
słońcu. I przy blasku świec. Kocham cię
w kapeluszu i bez W wielkim wietrze na
szosie i na koncercie. W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach. I gdy śpisz. I gdy pracujesz
skupiona. I gdy jajko roztłukujesz
ładnie - nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie. W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku. I na końcu ulicy. I
na początku. I gdy włosy grzebieniem
rozdzielisz. W niebezpieczeństwie. I na karuzeli. W morzu. W górach. W kaloszach. I boso. Dzisiaj.
Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą. I
wiosną, kiedy jaskółka przylata.
A latem jak mnie kochasz?
Jak treść lata. A
jesienią, gdy chmurki i humorki? Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
A gdy zima
posrebrzy ramy okien?
Zimą kocham cię jak wesoły ogień. Blisko przy twoim sercu. Koło niego. A
za oknami śnieg. Wrony na śniegu, Pyłem
księżycowym być na twoich stopach, wiatrem przy twej wstążce, mlekiem
w twoim kubku, papierosem w ustach,
ścieżką pośród chabrów, ławką, gdzie
spoczywasz, książką, którą czytasz. Przeszyć cię jak nitką, otoczyć
jak przestwór, być porami roku dla twych
drogich oczu i ogniem w kominku, i
dachem, co chroni przed deszczem.
Złożyliśmy słowa szczerej przysięgi wymieniając się
obrączkami.
Kapłan ogłosił nas oficjalnie małżeństwem i pocałowałem
swoją żonę
- Kocham cię.- szepnąłem w jej usta
- Tak jak ja ciebie.
- Ja ciebie mocniej
Pokiwała przecząco głową i weszliśmy do domu. Tam goście złożyli nam życzenia oraz dali masakrycznie
dużo wina. Chyba piwnicę otworzę...
Zaczęło się wesele. Pierwszy taniec, tort i miłość mojego
życia obok mnie.
W pewnym momencie już nie wyrabiałem, kiedy każda kobieta
na tym przyjęciu chciała ze mną tańczyć. Anie lepiej to szło.
Potem postanowiłem ją porwać jedynie dla siebie.
Wtuliłem się w nią i kołysaliśmy się w rytm jakieś wolnej
piosenki.
- Kocham cię. - usłyszałem po raz kolejny dzisiejszego
wieczoru.
Odpowiedziałem jej to samo. Pocałowałem skroń dziewczyny
i obróciłem.
Tym wieczorem rozpoczęliśmy naszą wspólną drogę. Zawsze
mogąc na siebie liczyć.
Epilog
Stałam na marmurowych schodkach starego pałacyku.
Uśmiechałam się radośnie, a Harry stał o stopień niżej i trzymał mnie za ręce.
Patrzyłam na niego i zbliżając swoją twarz do jego
pocałowałam
Oddał pocałunek ukazując dołeczki w policzkach.
- Uwielbiam je.
- Pewnie dlatego się pobraliśmy.- udał poważnego.
- Chyba tak.
Przesunął rękę pod moje kolana, drugą na plecy i mnie
podniósł.
- Kocham cię. - pocałowałam go czule
- Wykrzyczę to całemu swiatu. - nachylił się do mojego
ucha szepcząc dwa najwazniejsze słowa.
- No i co? Czekam...
- Właśnie to zrobiłem.
- Jesteś taki kochany! - znowu złączyłam nasze usta
- Fu!- usłyszałam obok nas 3-letnią córkę.
córkę.
- Sama jesteś fu - zrobiłam głupią minę na co zaczęła się
głośno śmiać.
Harry postawił mnie, a na ręce wziął Darcy i cmoknął ją w
czoło.
Wytarła od razu to miejsce krzywiąc się. Wszystko było na
swoim miejscu. Było idealnie.