Wstałam żeby otworzyć. Poszłam do holu otwierając komuś. Za drzwiami stała młoda dziewczyna o krótkich czarnych włosach. Miała ze sobą kilka walizek.
-Cześć. Jest Harry?
- Tak jest. Harry! - nie miałam pojęcia kim jest ta dziewczyna. Po chwili pojawił się w holu.
-O kurwa...
- Powiesz mi kim ona jest? - spytałam chłopaka.
-To jest... Karina.
- Umm...jestem Annabel. - przedstawiłam się.
-Karina.- podałyśmy sobie dłonie gdy weszła.
-Tak no...e... idź do gościnnego. Wiesz, gdzie jest.- powiedział do niej Harry. Dziewczyna wzięła swoje rzecz i poszła we wskazanym kierunku.
- Co ona tu robi?
-Będzie mieszkać przez miesiąc.
- Wiedziałeś że przyjedzie? - zdziwiłam się.
-Wiedziałem.- skrzywił się.
- I nie powiedziałeś mi bo... Kurwa i dlaczego ona do cholery ma tu mieszkać? Nawet nie miało cię dzisiaj być w domu.
-Zapomniałem właśnie oto chodzi. A mieszkać będzie bo tu ma terapię.
- I musi mieszkać akurat tutaj? - nie podobało mi się to.
-Skarbie, nie bądź zła. My się nawet nie przyjaźnimy, ale zaoferowałem jej pomoc.
- Ona chyba nawet nie wiedziała że masz dziewczynę.
-Nie mogła wiedzieć, bo z nią nie gadam.- przyciągnął mnie do siebie.- nie będziesz zła?
- To miłe co robisz, nie mogę być o to zła. Mam tylko żal że mi nie powiedziałeś. No i to twoja była...
-Słoneczko termin przeszły była. A ty jesteś teraźniejsza i przyszła.
- Dobra, ufam ci.
-A dzisiaj zabieram cię na randkę.
- A kiedy wybierasz się do Louisa? - zależało mi na tym by się pogodzili.
-Jutro.
- Tylko się znowu na siebie nie rzućcie. Idę do siebie. O której mam być gotowa?
-O 20.- pocałował mnie w usta.- A wiesz co pojadę teraz. Chodź. Karina zostajesz sama!- krzyknął i wyszliśmy. Odwiózł mnie do domu i pojechał.
Harry
Wcale mi się nie uśmiechało z nim godzić. Byłem już przed jego domem kiedy zobaczyłem że Amanda wypycha go z domu. Chłopak zbiegł ze schodów do auta i wtedy mnie zobaczył.
-Nie zabij się tylko.- powiedziałem, bo prawie go zepchnęła z tych schodów.
- Właśnie miałem do ciebie jechać. - powiedział.
-Domyśliłem się, ale wiesz Mahomet nie przyszedł do góry, wiec góra przyszła do Mahometa.- oparłem się o auto.
- Po co zaczynałeś? - spytał nagle.
-Zaczynałem?- prychnąłem.- Ja może gadałem ale to ty mnie uderzyłeś
- Powiedziałeś że jestem pantoflarzem. Dobra, to nie zmierza w dobrym kierunku. - Uśmiechnąłem się podchodząc bliżej niego.
- Ona nie wpuści mnie do domu jak się nie pogodzimy. - wskazał na swój dom.
-Masz dwa wyjścia. Pierwsze możesz improwizować, drugie możemy iść się napić ale wtedy tez cię nie wpuści..
- A ty niby po co tu przyjechałeś?
-Przeprosić.- błysnąłem ząbkami.
- To zgoda? - wyciągnął do mnie rękę.
-Zgoda.- uścisnąłem jego dłoń i przybliżyłem się aby uderzyć z barka.
- Jeden problem mniej.
-Jest jeszcze jakiś ? Chodź do auta.- wsiedliśmy razem.
- Jedziemy do rodziców tej wiedźmy. - wyżalił się.
-Hahahaha.- wybuchnąłem śmiechem waląc głową o kierownicę .
- To nie jest śmieszne. Jak się tatuś dowie o ciąży to ja mogę przypadkiem nie wrócić.
Nie mogłem się pohamować.-Trzeba było dziecka nie robić.
- Może ty też o czymś nie wiesz, a jaki mądry.
-Moja nie jest w ciąży nie martw się.- poklepałem do po nodze.-Nie zostaniesz jeszcze drugim tatą.
- Spadaj.
-A teraz jedziemy.- ruszył tak gwałtownie że aż mężczyzna walnął w deskę rozdzielczą a zaraz znów opadł mocno na fotel.
- Jedziemy gdzie? Ja się nie mogę spić.
-Nie martw się nie będziemy pić kochanie.
- Właśnie, wiesz kto dzwonił do Amandy? Karina, mówiła że jest w Londynie.
-Ee noo bo wiesz ..yyy…
- Wydaje mi się że może chcieć się z tobą spotkać.
-Ona ze mną mieszka...
- Słucham?!
-No mieszka. Przyszła poszła i mieszka.
- ja pierdole
-No co?
- To się nie może dobrze skończyć
-Weź mnie nie osłabiaj. Może zamieszkam na ten miesiąc z Annabel. - zastanawiałem się .
- Myślisz że Karina ci pozwoli? Powie że nie może sama mieszkać bo coś...
-No ale ona mnie mało obchodzi. Dosłownie to ja ją w dupie mam.- zatrzymałem się pod jubilerem .
- A my tu po co?
-Jesteś taki głupi czy tylko udajesz?
- No bo... Stary serio?
-Nie na żarty .
- Ale jesteś pewien? Ile ty ją znasz? Ja ją bardzo lubię i cieszę się no ale wiesz.
-Znam ją trzy lata. I myślałem ze ją kochasz .A nie lubisz .
- Co...? O kurwa.. ja się mam oświadczać?! Ja nie umiem.
-Teraz to mnie rozjebałeś.- wybuchnąłem śmiechem ale po chwili uspokoiłem się.-Nauczę cię.- wyszedłem z auta i klęknąłem z jego strony.-Pieprzysz coś o miłości o tym że jest najważniejsza a potem pytasz. Czy ty Amando zgodzisz się zostać moją panią Styles ...
- Jaką kurwa Styles?
-Czego chcesz zestresowany jestem.
- Dobra , ale piśnij komuś słówka że to był twój pomysł a cię zabije. - wyszedł z auta.
-Jak mi pomożesz to nie pisnę .
- W czym znowu?
Kiwnąłem na jubilera .
- Jednak jestem głupi. - powiedział mój przyjaciel.
-Pomożesz mi wybrać pierścionek.- pociągnąłem go do środka .
- Dla Amandy? - zdziwił się.
-Kopne cię w dupę zaraz. Dla twojej i dla mojej.
- Ale tobie p... Będziesz się oświadczał?! - stanął w miejscu.
-Nie... oprawie sobie pierścionek i będę patrzył.
- No to teraz odpowiedz na moje pytania z początku naszej rozmowy.
-Tak. Tak i tak.
- No to chyba trzeba się cieszyć.
-Moja prędzej powie tak niż twoja. Dzień dobry.- uśmiechnąłem się zalotnie do ekspedientki.
- Dlaczego niby? - oburzył się. - Dzień dobry.
-Zanim po proszę o pomoc mam do pani pytanie. Komu by pani powiedziała tak? Mi czy jemu?
- Obie panie mają wielkie szczęście. - powiedziała. Widać było że nie chciała odpowiadać.
-Dobra nie wypinaj tak tej klaty.- powiedziałem do przyjaciela i oparłem się o ladę.
- Więc zgaduje iż panowie po pierścionki zaręczynowe.
-Tak się właśnie składa. - uśmiechnąłem się.
- Jakieś preferencje? - popatrzyła na nas.
-TY od tego jesteś tu stary.- powiedziałem do kolegi . Po około godzinie obaj wybraliśmy idealne pierścionki. Pani była strasznie cierpliwa, aż sam jej się dziwiłem.
-Ale wybrzydzałeś...
- Nie wiem jak ty ale ja mam zamiar oświadczać się raz w życiu.
-Uwierz mi że raz jeden wystarczy. - podjechaliśmy pod jego dom .
- No to powodzenia. - klepnął mnie w plecy.
-Jak ja cię zaraz klepnę.- zaśmiałem się.-Tylko wiesz że ty masz to zrobić przy tatusiu?
- Zamknij się. Jedź już do swojej Karinki - odgryzł się.
-Nie wkurwiaj mnie.- pogroziłem mu i odjechałem do domu . Wszedłem do środka idąc do sypialni. Na swoim łóżku zobaczyłem dziewczynę. Musiałem przyznać że była ładna i niestety zawsze wiedziała jak to wykorzystać. Pamiętałem jednak o Annabel.
-Co ty tu robisz?- spytałem otrząsając się .
- Tak sobie siedzę. Ładny masz pokój.
-Świetnie że ci się podoba. Idź do swojego.
- Dlaczego jesteś jaki wobec mnie? Chce tylko porozmawiać. - zrobiła minę której zawsze ulegałem. Zamknąłem oczy wypuszczając powietrze.-Jestem zajęty .
- Ej no nie jestem znowu taka zła. - usłyszałem że wstała z łóżka. Wszedłem do garderoby wyjmując koszulę .
- Wychodzisz gdzieś?
-Tak. Na randkę z moją dziewczyną.
- Annabel tak? Ładna jest. - to było dziwne.
-Tak. Jest.- starałem się być wobec niej obojętny
- A ja? Co myślisz o mnie?
-Że jesteś ładna. Myślę że nie masz uczuć .
- Auć. Zabolało.
-No patrz mnie też jak pieprzyłaś się z Jimem .
- Ej nie wypominaj mi tego. To było dawno. Tęsknię za tobą. - zmieniła ton głosu.
-Słucham?- zaprzestałem rozpinania koszuli .
- No co? Było nam ze sobą dobrze. Dalej jesteś dla mnie ważny. - podeszła i powoli dokańczała rozpinanie koszuli.
-Ale ja mam Annabel.- powiedziałem nie mogąc się ruszyć .
- Oj tam Annabel. No powiedz nie myślisz czasem o mnie? - bawiła się moimi włosami.
-Nie za bardzo.- odparłem sięgając po drugą koszulę. Cały czas na nią patrzyłem.
- Kłamiesz kochanie. Za dobrze ci ze mną było. - zjechała wzrokiem na moje usta.
-Nie mów tak do mnie.- poprosiłem cicho .
- Jakoś twój głos nie jest zdecydowany.. Dlaczego tego do siebie nie dopuścisz? Pomogłeś mi to już o czymś świadczy. Pasowało by podziękować..
-Bo kiedyś byliśmy razem. Dziękowałaś mi.
- Za mało..
-Wystarczy ...
- Harry..- oplotła moją szyję. Mój oddech przyspieszył. Teraz to ja traciłem kontrolę ..
- Popatrz w dół. Teraz już mi nie wmówisz że tego nie chcesz. - pociągnęła mnie w stronę łóżka.
Upadłem na miękki materac a ona usiadła na mnie. Boże co ja robiłem .
- Powspominamy stare czasy. - pocałowała mnie zachłannie. Złapałem ją za kark i dysząc oddałem pocałunek .
- Myśl o mnie Harry, tylko o mnie. - całowała moją szyję. Zamknąłem oczy...Jej usta sprawiały że nie wiedziałem co robię. Wsunąłem ręce pod jej sukienkę . Po chwili nie miałem na sobie spodni. Byłem w samych bokserkach. Przesunąłem dłonie po jej biodrach i zdjąłem materiał . Pozbyłem się jej bielizny a ona mojej. Oboje byliśmy nadzy, tak blisko siebie. Przekręciłem się i byłem nad nią. Przyssałem się do jej szyi dłońmi krążąc po jej brzuchu i piersiach. Nie wiem co się działo ale pożądanie wygrywało. Nie myślałem. O niczym. Dziewczyna poddawała się mojemu dotykowi. Złapałem powietrza i je wypuściłem. Wpiłem się w jej wargi gwałtownie i szybko w nią wchodząc. Nie obchodziło mnie że sprawiłem jej ból . Tego nie można było nazwać kochaniem. To w najmniejszym stopniu tego nie przypominało. Pieprzyłem ją jak zwykłą dziwkę. Gdy skończyliśmy nic nie mówiąc poszedłem pod prysznic.
Annabel
Miałam jeszcze trzy godziny do spotkania z Harrym. Chciałam do niego zadzwonić i zorientowałam się że zostawiłam u niego telefon. Postanowiłam więc po niego pójść. Ubrałam bluzę i poszłam do domu chłopaka. Drzwi były zamknięte więc zapukałam . Było zimno więc szybko się niecierpliwiłam. W końcu drzwi otworzyła mi Karina....tylko że miała ona na sobie koszule Harry’ego. Oparła się o framugę dziwnie uśmiechając.
- Nie wpuścisz mnie? - spytałam oschle.
-A po co?- zaśmiała się.
- Bo chce wejść, chociażby po to. W ogóle co cię to interesuje?
-A tak o.. wchodź proszę cię bardzo.- wpuściła mnie.
- Zapomniałaś swoich ciuchów? - popatrzyłam na jej ubiór. Telefon leżał na stole więc wzięłam go do ręki.
-Te miałam pod ręką .
- Pod ręką... Harry’ego nie ma?
-Bierze prysznic.
- To trochę za bardzo przypomina scenę z filmu... Dał ci swoją koszule?
-Sama sobie wzięłam. Leżała przy łóżku na którym kilkanaście minut temu się kochaliśmy . Coś huknęło, a tak to mój świat właśnie się zawalił.
-Annabel..- na schodach pojawił się Harry. Miał na sobie jedynie ręcznik. Obraz zaczął mi się rozmazywać przez pojawiające się łzy.
-Kochanie …
- To do mnie czy do niej?! - krzyknęłam ledwo stojąc.
-Uspokój się. Nie wiem co ci powiedziała ale to nie prawda.
- Czyli nie pieprzyłeś się z nią parę minut przed moim przyjściem?!
-Nie.- odpowiedział a Karina wyszła na górę .
- Dlaczego ma twoją koszule? Dlaczego dom był zamknięty i dlaczego do cholery ona mówi co innego?!
-Ona kłamie. Mówiłem ci że to suka.
- Więc dlaczego pozwalasz jej tu mieszkać? - pojawiła się we mnie nadzieja. Chciałam żeby to co mówił Harry było prawdą.
-Bo nie ma gdzie indziej. Jest chora.
- Przysięgnij że do niczego nie doszło. - popatrzyłam mu w oczy.
-Ana ...
- Popatrz mi w oczy i powiedz prawdę. - znowu poczułam łzy.
-Nie mogę .
- Chyba nie muszę mówić że nasze dzisiejsze spotkanie jest nieaktualne? - ledwo powstrzymywałam całkowite rozklejenie się.
-Ana wybacz .
- Zapewniałeś mnie że mnie kochasz. Tyle słów...pustych słów.
-Co ty mówisz? Kocham cię jesteś najważniejsza.
- Nie wierzę. - powiedziałam szybko. - Koniec, rozumiesz? To jest koniec. Idź do niej, z nią wiąż sobie swoją przyszłość!
-Mówię prawdę. Nie wiem czemu to się stało ale kocham ciebie, nie ją .
- Szkoda czasu. Mojego i twojego. Jutro przyjdę po rzeczy. Potem zobaczymy się jedynie w szkole. Do widzenia panie Styles.
-Kurwa Annabel.- krzyknął za mną ale ja już wyszłam. Szłam do domu praktycznie na oślep co nic nie widziałam przez łzy. Jak on mógł mi to zrobić? Boże dlaczego? Weszłam do domu i zaczęłam płakać nie mogąc się opanować. Byłam sama, teraz zostałam zdana jedynie na siebie. Zostawił mnie, nie kochał, wykorzystał. Dałam się oszukać. To się kiedyś musiało skończyć. Siedziałam na kanapie i myślałam. O wszystkim tym co było. Do oczu cały czas napływały mi nowe łzy. Tyle tego wszystkiego a to tylko złudzenia. Poszłam do kuchni żeby się napić niestety szklanka wypadła mi z ręki i pokaleczyłam sobie całą rękę. Włożyłam ją pod wodę. Potem opatrzyłam. Usiadłam na kafelkach i płakałam. Boże czemu ja jestem taka naiwna? Dlaczego mu uwierzyłam? Nie chciałam tego. Chciałam się wycofać, żeby mnie zostawił, na początku. Obawiałam się tego od początku. Moje serce cierpiało. Wiedziałam że długo się nie poskładam. Wiedziałam to. Mijał dzień za dniem a ja topiąc się w łzach próbowałam też się uczyć . Słabo mi to wychodziło. Cały czas myślałam o nim. Fakt że ta zdzira dalej u niego mieszka nie pomagał. Może są razem? Usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam idąc otworzyć. Mike.
- Co ty tu...? - próbowałam wytrzeć łzy z twarzy.
-Przyszedłem porozmawiać. Co się stało ?
- Nie ważne, wejdź. - wpuściłam go do środka. Usiedliśmy na sofie
-Wiem o was.
- Słucham? O czym ty mówisz?
-o tobie i Stylesie.
- Masz złe informacje. Przecież to absurd.
-Wiem to .Przestań kłamać.
- Mike przecież to śmieszne. - trochę panikowałam.
-Ale jednak prawda.
- Nic mnie z nim nie łączy. - powiedziałam pewnie.
-Jasne.- prychnął.-Pewnie lepiej cię pieprzył bo ma wprawę co.
- Przyszedłeś tu tylko po to żeby mi o tym powiedzieć? Idź sobie do domu pana Styles’a. Mieszka ze swoją dziewczyną. Taka laska że ci kopara opadnie. - gadałam jak najęta. Bałam się.
-Widziałem. Odwoził ją na lotnisko.- To mnie zaskoczyło.
- Mike...czego ty ode mnie chcesz? - byłam zmęczona, nie miałam już na to wszystko siły.
-Chcę żebyś powiedziała prawdę. Jeśli tego nie zrobisz pójdę do dyrektora a twój Styles trafi za kratki.
- I co? Chcesz tylko wiedzieć? Co chcesz zrobić z tą swoją prawdą?
-Zachowam dla siebie.
- Ja...my byliśmy ze sobą. Taka jest prawda. Ale to koniec, nic już między nami nie ma. - źle się czułam, chciałam żeby już sobie poszedł. Uśmiechnął się i wyszedł . Nie wierzyłam mu. Ale przecież nie mogłam pozwolić na to by doniósł na Harry’ego. Kręciło mi się w głowie. Zobaczyłam krew. Dużo krwi, nie miałam pojęcia co robić. Zadzwoniłam do Amandy.
-Tak?- spytała .
- Błagam przyjedź. - płakałam. - Ja chyba....proszę szybko. - domyślałam się co oznacza takie krwawienie.
-No dobrze już jadę.- rozłączyła się i przyjechała 10 minut później. Gdy mnie zobaczyła stanęła jak wyryta. Od razu zadzwoniła po karetkę. Chwilę potem byłam w szpitalu. Okazało się że byłam w ciąży. Poroniłam. To mnie załamało, to był dla mnie koniec.
-Boże Ana tak mi przykro. To było dziecko Harry'ego tak?- Pokiwałam głową.
- Proszę nie mów mu nic. W ogóle przepraszam że do ciebie zadzwoniłam. Szykujesz swój ślub a ja....po prostu nie wiedziałam co mam zrobić.
-Jaki ślub. Do ślubu daleko. Dopiero się zaręczyłam. Mniejsza oto. Straciliście dziecko. Powinien wiedzieć.
- Co go to obchodzi?
-Nie mów tak. - zaprotestowała.-On cię kocha.
- Obie wiemy, że to nie prawda. Chce już wrócić do domu. - mówiłam cicho.
-Wrócisz za trzy dni. Tak to jest prawda . Nie wiesz jak cierpi i żałuje.
- To była dla niego jedynie przygoda. Naiwna uczennica dała się nabrać.
-Czasem jesteś strasznie głupia.- westchnęła -A myśl tak dalej uparta babo. Ja wiem lepiej. Przyjdę jak będziesz wychodzić czyli w środę.- pocałowała mnie w policzek i wyszła . Bolał mnie brzuch, a moja psychika była jednym wielkim śmietnikiem. Źle się czułam. Nie byłam w stanie myśleć. Zamknęłam oczy próbując zasnąć. Chwilę się męczyłam lecz po chwili zmęczenie wygrało i odpłynęłam. Trzy dni później wracałam do domu. Przyjechała po mnie Amanda i Lou. Odwieźli mnie do domu. Z willi Harry’ego wchodzili policjanci. Razem z nim. Stanęłam jak wryta.
- Dlaczego oni go zabierają? - spytałam Lou.
-Nie wiem.-był tak samo zaskoczony.
- Proszę zrób coś. Przecież on nic nie zrobił. - dziewczyna mnie przytuliła.
-Poczekajcie.- cały spięty podbiegł do przyjaciela i policjantów. Chwilę z nimi rozmawiał i coś tłumaczył. Harry stał tylko ze spuszczona głową i zakutymi rękoma . Nie chciałam na niego patrzeć. Było mi go szkoda pomimo tego co mi zrobił. Gdy podniósł na chwilę wzrok nasze spojrzenia przypadkowo się spotkały .Wiedziałam że dalej go kocham. Że jest dla mnie najważniejszy. Tylko że mnie zranił. To wciąż było. Ten ból. Z ruchu jego warg wyczytałam bezgłośne kocham cię. Odwróciłam się i rozpłakałam w ramię przyjaciółki.
-Ciii spokojnie. Na pewno będzie dobrze. - Weszłyśmy do domu, a po chwili przyszedł Louis.
-Nie jest dobrze nie jest dobrze.- mówił chodząc po salonie.
- Co się stało? - nie wytrzymałam. - Powiedz mi.
-Donieśli na niego, że z tobą sypiał a jest twoim nauczycielem .
- Mike...- powiedziałam do siebie. - Przecież nie mają dowodów.
-Mają zeznania. Zwolnią go pewnie ze szkoły. Teraz jest w areszcie. Ktoś tan zeznał że wyrządzał ci krzywdę w skutek czego poroniłaś .
- Ty chyba powinni mnie przesłuchać do cholery! To nie jego wina, ja tak nie myślę
-Przesłuchają cię potem.
- O matko... Nie trafi do więzienia prawda?
-Annabel nie wiem .. to Amanda jest prawnikiem nie ja.- Popatrzyłam na dziewczynę z nadzieją w oczach.
-Ja nie wiem. Trzeba z nim pogadać.
- Błagam zrób coś.
-Jutro do niego pojadę. Jedziesz ze mną ?
- Ja... Nie wiem.
-Wtedy wszystko wyjaśnisz. Przecież on myśli że to ty.
- Na prawdę tak myśli? - popatrzyłam na nią.
-Pewnie tak. Nie wiem.
- Niech nie mierzy wszystkich swoją miarą.
-Ale spójrz na to inaczej. Jesteś zła na niego i on wie że nikt oprócz nas nie wiedział o waszym związku.
- Nie do końca....
-To znaczy?
- Był u mnie Mike. Wiedział o wszystkim. Nie wiem skąd ale wiedział.
-Cholera ... czyli to on. Sama widzisz ale Hazz o tym nie wie.
- Co mam mówić żeby mu pomóc? - spytałam Amandy.
-Na razie muszę się dowiedzieć jakie ma dokładne postawione zarzuty.
- Proszę cię strasznie. On na to nie zasługuje...- znowu płakałam. Przytuliła mnie mocno.-Ciii.. jutro. Jutro się dowiemy. Louis ja z nią zostaję.
- Nie musisz. Poważnie, wracajcie do siebie.
-Nie. Zostanę .
- Dziękuję. - byli prawdziwymi przyjaciółmi. Pomimo tego że nie byłam już z Harrym nie zostawili mnie. Razem spędziliśmy wieczór. Rozmawiali ze mną pocieszali ... Potem przypomniałam sobie o dziecku. Ta świadomość była straszna. Mogłam mieć moje maleństwo z cząstką Harry'ego.
- Chciałabym się już położyć. .
-My tu będziemy jakby coś.-powiedział Lou niosąc mnie do sypialni. Nawet się nie przebrałam. Położyłam się do łóżka i od razu zasnęłam.